Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#48178

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia Sarenki859 przypomniała mi moją historię sprzed kilku lat, kiedy to chodziłam do szkoły średniej w mieście gdzie ks Mateusz sieje postrach a ilość zbrodni jest większa niż w całym kraju:)
Lekcja w-f zakończyła się silnym serwem piłki o mój nos. No cóż nigdy nie byłam dobra w siatkówkę. Ogólnie jak krew zaczęła mi się przelewać między palcami dostałam nakaz oddelegowania się do higienistki. Dostałam zimny okład, prawie tonę ligniny pod nos, ale jak się okazało, że coś to za długo trwa odesłali mnie do przychodni.
- No widzisz yuzuki dobrze, że mamy luty, mróz Ci dobrze zrobi na krwotok
Tu higienistka miała rację. Po kilku minutach zaczęło lecieć jakby mniej.
W przychodni przedstawiłam sprawę w rejestracji. Wypadek w szkole, wychowanka internatu. Musiałam "chwilkę" poczekać, bo doktor zajęty. W między czasie nos znowu puścił. Po konsultacji z lekarzem:
- no tu nic się nie da, złamamny, jedź do szpitala na izbę
Ale, ale przecież na izbę przyjęć nie tak łatwo
- najpierw dziecko się zarejestruj u laryngologa w przychodni przyszpitalnej, tam niech ci pani doktor da skierowanie.
W rejestracji ta sama śpiewka. Czekałam z pół godziny. Kiedy zaczęły mi się kończyć chusteczki, podeszłam do rejestracji i poprosiłam chociaż o coś, co pomogłoby w niechlapaniu na podłogę.
- O, Boże, co Ci jest?! Dlaczego nie mówisz od razu, że coś się dzieje?! Trzeba od razu mówić, że z wypadku.
Na siłę za rękę do gabinetu poza kolejką.
Pani doktor, nie powiem bardzo miła, delikatna. Skierowanko jet, pielęgniarka zaprowadzi, bo po uderzeniu w głowę z taką siłą to nie powinnam sama chodzić.
Na izbie już zonk. Mam rocznikowo 18 lat, ale nie mam dowodu jeszcze. Hmmm... i co my teraz zrobimy, jak my to wpiszemy (swoją drogą, nie wiem do tej pory w czym był problem). Hm... dziewczynka jest z innego województwa, więc powinna tam się udać, no ale do szkoły chodzi tutaj, hm.. Po ok 40 min, zjawiła się wychowawczyni i pielęgniarka z przydziałową piżamką.
Zostałam zaproszona do gabinetu lekarza. Po prostu podszedł i "wyrwał" przyschniętą tamponadę z nosa, którą założyła poprzednia lekarka. Na jęk i łzy zareagował: nie rycz.
Zbadał, zajrzał, przypalił naczynia, założył tamponadę i wio na łóżko leżeć. Zjawiła się rodzina, sztuk 3 i jednogłośnie stwierdzili, że takiego nosa nie miałam. Tato poszedł pogadać z lekarzem.
Na drugi dzień zaraz z rana zdjęli tamponadę, przetrzymali kilka godzin. Ok, nie cieknie, idź do domu.
Po tygodniu stawiłam się u miłej pani doktor do kontroli. Patrzy, przekrzywia głowę:
- ale ty nie miałaś takiego nosa, na rtg
Na zdjęciu się okazało, że jest dziura. No to na oddział.
- No wie pan (byłam z ojcem), ja ewentualnie mogę przyjąć, ale po takim czasie to już trzeba młotkiem uderzyć, oczywiście pod narkozą i nastawić, bo chrząstki się zrosły.
Miałam wrażenie, że połamane włosy w nosie stają mi dęba. Z przestrachu odwróciłam się na pięcie i wyszłam.
Dlaczego nikt mi nie zrobił rtg zaraz po zdjęciu tamponady, kiedy było na "świeżo"? Nie wiem. Nos jest trochę krzywy, może kiedyś się zdecyduję.
Sorki, jeśli nieciekawe, jeszcze nie mam takiej wprawy w pisaniu tutaj:)

służba_zdrowia

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 190 (240)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…