Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#49024

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zaszłam w ciążę, w związku z tym w odpowiednim czasie należało znaleźć kogoś na moje miejsce do pracy. Z uwagi na fakt, że miało to być tylko tymczasowe zastępstwo, po prostu nagłośniliśmy z lekka sprawę wśród znajomych firm, może ktoś ma kogoś zaufanego, akurat bez pracy.

Tu gwoli wyjaśnienia - na umowie mam co prawda "sekretarka", ale ci, którzy spotkali się z takim stanowiskiem w małych firmach chyba zdają sobie sprawy, że w pod tym pojęciem kryje się więcej niż pani podająca kawę i odbierająca telefony. I o ile jestem dokładnie zapoznana ze szczegółami wewnątrz firmy, o tyle nie chcieliśmy nikogo nowego wdrażać we wszystkie szczegóły, a już na pewno nie księgowe, którymi też się zajmuję. Szukaliśmy więc sekretarki, której zadania to właśnie telefony, kawa, drobna korespondencja i radzenie sobie z pracownikami, którym przygotowuje grafik i jest takim łącznikiem "góry" z "dołem" - czyli nie może być miętka. Dodatkowym atutem byłaby znajomość chociażby excela, na którym pracuję najwięcej. Oczywiście lojalność i dyskrecja tez ważne.

SZEF przemyślał sprawę i uznał, że najlepiej będzie jeśli jednak zatrudnimy kogoś, kto nie jest w żaden sposób spokrewniony z nikim ze współpracujących firm, a najlepiej jeśli w ogóle będzie to zupełnie obca osoba, żeby przypadkiem nie rozgadywała ważnych spraw.

Aplikacji było 6, w tym znajomy mojej mamy, który został odrzucony na wstępie za płeć, chociaż obsługę daleko poza ms office miał w małym palcu - no ok, w końcu to wizytówka firmy i kobieta łagodzi obyczaje. Jedna kobieta odrzucona, bo została polecona przez najbliższa nam firmę, bo "pewnie będzie donosić". Inne odrzucone z różnych powodów, w tym - z komputerem to tylko czaty i inne...

Ale pojawiła się, przypadkiem zresztą, ONA - nazwijmy ją Lola. Lola była wygadana, niebrzydka, była blondynką i miała ładny uśmiech, a co najważniejsze nie była stąd - nikogo nie znała, mieszkała u faceta, którego poznała przez internet jakiś czas temu... Zarzekała się, że na komputerze się zna, a jak czegoś nie wie to szybko i chętnie się uczy. Nic - tylko brać. Wyraziłam powątpiewanie czy da radę, ale szef twierdził, że na pewno.

Zaczęło się od kilku dni, podczas których miałam ją przygotować, zaznajomić z firmą. A co interesowało Lolę? Czy szef mnie podrywa? Bo ona by nie chciała... Z której strony podaję gościom kawę, dlaczego w moich wyliczeniach (tak w przybliżeniu) np. godzina i 40 minut razy 30 wychodzi 50, skoro 1,4*30 = 42 - i to pozostało niewyjaśnioną zagadką mimo godzin(!) tłumaczeń i przeliczania systemu dziesiętnego na inny, nie dało jej spokoju mimo tłumaczenia, że ona i tak nie liczy tego sama tylko przygotowany program (ba! tabelka w excelu), do którego ma wpisać tylko tak lub nie...

Ale najlepsze było kiedy już została sama. Czasem szybko trzeba było coś załatwić, ale ona telefonu nie wykonywała do razu, bo - uwaga - wstydziła się przy szefie... Tu muszę dodać, że z racji, że firma była taką firmą-córką czegoś większego, to zdarzało nam się dostawać tymczasowych pracowników i na krótko przed moim odejściem dostaliśmy też kobietę - nazwijmy ją Wioleta. Więc z Wioletą Lola znalazła wspólny język, ba! mimo dzielących je różnic wieku, wykształcenia, rodziny (W. miała 5 dzieci) zostały przyjaciółkami. Zdarzało się, że Lola znikała gdzieś z Wiolą, w całym budynku szukanie kobiet, bo może jakiś wypadek, a one zamknięte w jakimś magazynie, po cichutku pitu-pitu i malowały sobie paznokcie. A to stwierdziła Lola, że ona na konferencję żadnej kawy parzyć nie będzie, bo ona nie jest tu od tego i zażądała od pań sprzątających, żeby one się tym zajęły. A to do najbliższej nam firmy chodziła na dwugodzinne kawki, gdzie - nie wiadomo skąd mając te dane - wyjawiała ile kto dokładnie zarabia. Albo plotkowała na temat rzekomego romansu szefa z właścicielką innej firmy. Wszystko w asyście Wiolki, z która podobno szef też chciał romansować.

Przyszedł czas, że Wiolka skończyła swoją karierę, a na jej miejsce przyszła inna kobieta, w dodatku dokooptowana do biura pani Loli, niech będzie to Karolina. Dziewczyna całkiem normalna, zdezorientowana z lekka taką "pracą" w biurze.

Już pierwszego dnia, podczas pierwszej godziny spędzonej razem Lola poinformowała kto z kim romansuje, ile zarabia, z kim współpracuje, wyciągnęła jakimś cudem od Karoliny informacje o jej narzeczonym, zbliżającym się ślubie, wykształceniu i nie tylko, którymi nie omieszkała podzielić się z mamusią - oczywiście w towarzystwie K. Bo tu trzeba napomknąć, że mamusia w życiu Loli odgrywała bardzo ważną rolę - zanim Lola przyszła na moje miejsce, musiałam z kobietą porozmawiać i wyjaśnić dlaczego dopiero pierwszego dnia dostanie umowę o zastępstwo, a nie kiedy jeszcze jestem w pracy. To samo jeśli tyczy się biurowej kasy i protokołu przekazania...
Tych historii było wiele, co rusz dochodziły do mnie jakieś wiadomości i błagalne spojrzenia "szybko wracaj" nie tylko pań sprzątających, nie tylko pracowników, ale też szefa - o tym zaraz.

Przed moim powrotem przyniosłam dokumenty do szefa, a moim oczom ukazał się widok jak z biura turystycznego - na całym wielkim biurku porozkładane gazety, katalogi różnych firm kosmetycznych i siedzącą Karolinę, za chwilę do biura wkroczyła Lola - koszulka na ramiączkach(!), krótkie spodenki (!!) i japonki, dzierżąca w dłoni telefon i rozmawiająca z mamusią; czyli wizytówka firmy, pracownica biura...

Czym tak naprawdę zajmowała się Lola pod moją nieobecność? Odbierała telefony, odbierała pocztę i... to wszystko. Cała robotę odwalał za nią szef razem z pracownikami (fizycznymi!). Czemu szef jej nie zwolnił, chociaż jak najbardziej miał do tego prawo? Aaaa, bo nam kłopotów narobi... A skoro nawet Lola nie usłyszała od szefa, że coś robi nie tak to była pewna, że szef da jej moją pracę, a mnie zwolni.

Minęło kilka lat od kariery Loli w naszej firmie, a do teraz szef odbiera telefon zanim zdążę wyciągnąć rękę po słuchawkę...

kariera biurowa

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 609 (717)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…