Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#49131

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dawno mnie nie było, zmieniłem dwa razy w tym czasie pracę, obowiązków przybyło (kasy też ;) ) ale razem z tym mnóstwo piekelnych historii, więc niektórymi się z wami podzielę.

Obecnie pracuję w dość dużym zakładzie przemysłowym, jako kontrola jakości. Nie powiem, praca ciekawa, ale momentami upierdliwa i niewdzięczna. Kto kiedykolwiek w tym robił wie jak na nas się patrzy: policja zakładowa. Niektórzy traktują nas normalnie, kumpel-pracownik i już, po prostu inna fucha, inni jak zło konieczne, w końcu w takim dużym zakładzie kontrola musi być i basta, ale niektórzy wywaliliby nas na zbity pysk, bo "przeszkadzamy w pracy".

Uprzedzając: przeszkadzamy. Inaczej firma może na raz ponieść nawet kilkaset tysięcy złotych niepotrzebnych strat, bo zamiast produktu wytwarzamy złom. Z całkiem nietanich materiałów.

Przydługi wstęp, wiem, ale nie zmieniajcie jeszcze kanału.

Historia przytrafiła mi się jakieś trzy miesiące po rozpoczęciu przeze mnie pracy, więc byłem "świeżakiem", zważywszy, że niektórzy przepracowali tam nawet po 20 lat.

Nie będę opisywał zawiłości technicznych które spowodowały, że musiałem zatrzymać produkcję (tak, mamy taką władzę - czasem nad tym ubolewam) - tak czy inaczej brygadzista był tym faktem mocno niepocieszony, jako że centralny komputer od czasu takich "pauz" odpowiednio przelicza mu premię.

Facet zaczął jechać po mnie jak po burej suce, nie brakowało epitetów typu "gówniarz", "debil", nie omieszkał mi wypomnieć mojego stażu pracy itepe. Pech chciał, że po pierwsze miałem rację, a po drugie zdążyłem się już wyrobić jeśli chodzi o krzykaczy. Kazałem mu się zamknąć, nie uruchamiać produkcji, bo zabiję, wyjąłem telefon i dzwonię do mojego kierownika.

Ojej, uderzyłem w czułą strunkę. Facet jeszcze bardziej poczerwieniał, kazał mi szybko udać się jak najdalej, czyli mówiąc prosto: spie*dalać i widzę, że szykuje się, by ponownie uruchomić maszyny.

Przykro mi bardzo, nie na mojej warcie. Na każdej szafie transformatorowej oprócz wielkiej wajchy "on/off" jest wyłącznik awaryjny - tzw. grzybek odcinający całkowicie dopływ prądu do maszyn. Pieprznąłem w grzybek, maszyny siadły, za to włączył się alarm - taki myk, jak coś wysiądzie, żeby wszyscy wiedzieli. Część pracowników zdążyła się już wokół nas zgromadzić i patrzą co się będzie działo dalej, niepewni kogo słuchać.

Wpada na halę kierownik (pewnie zwabiła go syrena alarmu) i morda na mnie co się dzieje. Koleś już zadowolony, bo będę miał mocno przekichane, nie? Ano nie. Zanim jeszcze zdążyłem otworzyć usta pracownicy jeden przez drugiego zaczęli tłumaczyć, że miałem rację, że brygadzista chciał na siłę uruchomić znowu produkcję i że powstrzymałem go uderzając w grzybek. Kierownik patrzy na mnie i mówi spokojnie: przypilnuj żeby usunęli awarię i przyjdź do mnie, napiszesz protokół.

Koniec końców (i piekielność) wyszła dopiero potem, jak pracownicy mi wytłumaczyli, klepiąc mnie po plecach, że brygadzista miał ponoć jakieś potężne plecy gdzieś wyżej i wszyscy bali mu się podskoczyć, bo obcinał premie, straszył wywaleniem z pracy, oni dostawali opiernicz za błędy w produkcji, które wynikały z jego winy i takie tam, a ja pojechałem mu na nieświadomce, bo zwyczajnie nie wiedziałem, że jest taki "ważny". Koleś stracił na najbliższe 3 miesiące premię, a te są u nas całkiem spore, dostał naganę i do dzisiaj patrzy na mnie spod byka.

Najśmieszniejsze? Jego "plecy" zostały wywalone jakieś 2 miesiące potem, za "rażące niedopatrzenia w wykonywaniu obowiązków służbowych". To znaczy oficjalnie. Nieoficjalnie za to, że niektórzy byli u niego równiejsi niż inni. Karma to suka, nie? ;)

duży zakład przemysłowy

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 791 (875)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…