Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#49843

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nie tylko Polska to kraj absurdów!

W Irlandii (gdzie mieszkam) w wyniku referendum, zmieniono zapis w konstytucji odnośnie praw dzieci. Generalnie daje to państwu prawo do błyskawicznej ingerencji w sprawy rodzin, które uzna za patologiczne lub niezdolne do wychowywania dzieci. Brzmi ładnie... w teorii.

W praktyce:

Jestem matką prawie dwuletniego szkraba. W wyniku pewnych okoliczności, jesteśmy z młodym sami, ale dajemy sobie radę. Pracuję w pełnym wymiarze, państwo trochę dorzuci (dla wtajemniczonych; nie są to już ogromne kwoty, jak kilka lat temu), stać mnie na wynajem domu, utrzymanie auta, opłacenie wszystkich rachunków i wakacje raz w roku. Tak dla zarysowania sytuacji.

W poniedziałek zajrzała do mnie sąsiadka, akurat w czasie śniadania. Młody wsuwał płatki, ja zupkę chińską - wiem, że niezdrowe, ale czasem lubię. Sąsiadka napiła się kawki, pogadałyśmy i poszła.

Wczoraj, godzina 9 rano z groszami, słyszę dzwonek. Za drzwiami dwóch inspektorów z opieki społecznej, dwóch przedstawicieli gardy (policji) i jeszcze jakiś psycholog. Tekst, że mam spakować dziecko na kilka dni, bo oni je zabierają do ośrodka wychowawczego czy innego domu dziecka. Swojej reakcji chyba nie muszę opisywać, powiem tylko, że całe osiedle miało niezłe przedstawienie.

Nie wiem jakim cudem, ale przy pomocy mojego 'bokserowatego' psa, udało mi się powstrzymać ich przed wejściem do środka (tak doszło do przepychanek, pies szczekał i warczał). Wyszłam z nimi na zewnątrz, zamknęłam drzwi na klucz i powiedziałam, że ich nie wpuszczę, mimo nakazów, dopóki nie wyjaśnimy wszystkiego.

Okazało się, że moja kochana sąsiadka doniosła na mnie, że nie potrafię się zajmować synem, nie stać mnie na to, bo jem zupki chińskie i słyszy przez ścianę jak krzyczę na dziecko.
Po opanowaniu chęci mordu sąsiadki, udało mi się przeprowadzić w miarę spokojną rozmowę z inspektorem, który w końcu przyznał, że zadziałali być może zbyt pochopnie i że najpierw sprawę wyjaśnią.

Przeprowadzili inspekcję domu, moich finansów, skontaktowali się z moim pracodawcą, znajomymi, lekarzem rodzinnym i pozostałymi sąsiadami. Zlecili badania lekarskie i psychologiczne, aby stwierdzić czy zajmuję się synem prawidłowo. Decyzja ma być podjęta w ciągu 10 dni, młody jest ze mną. Inspektor stwierdził, że póki co nie ma żadnych nieprawidłowości, wręcz jest dużo lepiej niż w przeciętnym domu, więc najprawdopodobniej uznają doniesienie za bezpodstawne.

Na moje pytanie, jak można zabrać komuś dziecko, tak po prostu z powodu donosu sąsiada, bez wyjaśniania niczego, dowiedziałam się, że mają takie prawo i czasem jest lepiej izolować dzieci jak najszybciej. O traumie jakie przeżywa takie dziecko, gdy jest bez przyczyny zabrane od rodziców, widocznie nie pomyśleli.

Powoli się uspokajam, chyba wszystko będzie dobrze. Chociaż boje się, że w każdej chwili mogą przyjść ponownie, bo ktoś mnie nie lubi i zadzwoni z donosem. Następnym razem inspektorzy mogą mnie nie słuchać...

Przepraszam, za chaos i błędy, jeszcze mi się ręce trzęsą.
Aha - przeprosiłam gardziarza, że go uderzyłam, na szczęście twardy z niego facet i nie zrobiłam mu krzywdy, a co do krzyków, to zdarza mi się krzyknąć na mojego 15-letniego psa, który już ledwo słyszy...

Co do sąsiadki, to bardzo dosadnie wyjaśniłam jej, że ma się nie wpie*****ć w moje życie. Mam nadzieje, że garda nie odwiedzi mnie ponownie za użycie gróźb karalnych.

Irlandia

Skomentuj (73) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1045 (1101)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…