Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

KiniaIrl

Zamieszcza historie od: 1 grudnia 2012 - 15:31
Ostatnio: 8 maja 2016 - 20:33
  • Historii na głównej: 1 z 5
  • Punktów za historie: 1817
  • Komentarzy: 77
  • Punktów za komentarze: 715
 

#49843

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nie tylko Polska to kraj absurdów!

W Irlandii (gdzie mieszkam) w wyniku referendum, zmieniono zapis w konstytucji odnośnie praw dzieci. Generalnie daje to państwu prawo do błyskawicznej ingerencji w sprawy rodzin, które uzna za patologiczne lub niezdolne do wychowywania dzieci. Brzmi ładnie... w teorii.

W praktyce:

Jestem matką prawie dwuletniego szkraba. W wyniku pewnych okoliczności, jesteśmy z młodym sami, ale dajemy sobie radę. Pracuję w pełnym wymiarze, państwo trochę dorzuci (dla wtajemniczonych; nie są to już ogromne kwoty, jak kilka lat temu), stać mnie na wynajem domu, utrzymanie auta, opłacenie wszystkich rachunków i wakacje raz w roku. Tak dla zarysowania sytuacji.

W poniedziałek zajrzała do mnie sąsiadka, akurat w czasie śniadania. Młody wsuwał płatki, ja zupkę chińską - wiem, że niezdrowe, ale czasem lubię. Sąsiadka napiła się kawki, pogadałyśmy i poszła.

Wczoraj, godzina 9 rano z groszami, słyszę dzwonek. Za drzwiami dwóch inspektorów z opieki społecznej, dwóch przedstawicieli gardy (policji) i jeszcze jakiś psycholog. Tekst, że mam spakować dziecko na kilka dni, bo oni je zabierają do ośrodka wychowawczego czy innego domu dziecka. Swojej reakcji chyba nie muszę opisywać, powiem tylko, że całe osiedle miało niezłe przedstawienie.

Nie wiem jakim cudem, ale przy pomocy mojego 'bokserowatego' psa, udało mi się powstrzymać ich przed wejściem do środka (tak doszło do przepychanek, pies szczekał i warczał). Wyszłam z nimi na zewnątrz, zamknęłam drzwi na klucz i powiedziałam, że ich nie wpuszczę, mimo nakazów, dopóki nie wyjaśnimy wszystkiego.

Okazało się, że moja kochana sąsiadka doniosła na mnie, że nie potrafię się zajmować synem, nie stać mnie na to, bo jem zupki chińskie i słyszy przez ścianę jak krzyczę na dziecko.
Po opanowaniu chęci mordu sąsiadki, udało mi się przeprowadzić w miarę spokojną rozmowę z inspektorem, który w końcu przyznał, że zadziałali być może zbyt pochopnie i że najpierw sprawę wyjaśnią.

Przeprowadzili inspekcję domu, moich finansów, skontaktowali się z moim pracodawcą, znajomymi, lekarzem rodzinnym i pozostałymi sąsiadami. Zlecili badania lekarskie i psychologiczne, aby stwierdzić czy zajmuję się synem prawidłowo. Decyzja ma być podjęta w ciągu 10 dni, młody jest ze mną. Inspektor stwierdził, że póki co nie ma żadnych nieprawidłowości, wręcz jest dużo lepiej niż w przeciętnym domu, więc najprawdopodobniej uznają doniesienie za bezpodstawne.

Na moje pytanie, jak można zabrać komuś dziecko, tak po prostu z powodu donosu sąsiada, bez wyjaśniania niczego, dowiedziałam się, że mają takie prawo i czasem jest lepiej izolować dzieci jak najszybciej. O traumie jakie przeżywa takie dziecko, gdy jest bez przyczyny zabrane od rodziców, widocznie nie pomyśleli.

Powoli się uspokajam, chyba wszystko będzie dobrze. Chociaż boje się, że w każdej chwili mogą przyjść ponownie, bo ktoś mnie nie lubi i zadzwoni z donosem. Następnym razem inspektorzy mogą mnie nie słuchać...

Przepraszam, za chaos i błędy, jeszcze mi się ręce trzęsą.
Aha - przeprosiłam gardziarza, że go uderzyłam, na szczęście twardy z niego facet i nie zrobiłam mu krzywdy, a co do krzyków, to zdarza mi się krzyknąć na mojego 15-letniego psa, który już ledwo słyszy...

Co do sąsiadki, to bardzo dosadnie wyjaśniłam jej, że ma się nie wpie*****ć w moje życie. Mam nadzieje, że garda nie odwiedzi mnie ponownie za użycie gróźb karalnych.

Irlandia

Skomentuj (73) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1045 (1101)
zarchiwizowany

#48022

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pracuje w hotelu.
Zdarza sie nam drukowac czesc broszur/ulotek na naszej polprofesjonalnej drukarce (kochany kryzys:). Na ogol sa to jakies 'weekendowe speciale', robione na ostatnia chwile. Oczywiscie nie wygladaja tak dobrze, jak wydrukowane w profesjonalnej drukarni, ale jak sie uzyje ladnego papieru i dokladnie wytnie to ujdzie:D

Siedze wiec sobie, przygotowujac jakas oferte (uwielbiam sie bawic photoshopem), po paru godzinach dopieszczania i poprawiania drukuje na pieknym, satynowym papierze. No cudo! Jedna z moich lepszych prac:) Wystarczy obciac marginesy i zaoszczedzilismy kupe kasy i czasu...

No i o ten czas chodzi... wlasnie skonczyl mi sie 'shift', wiec przekazuje wycinanie kolezance na drugiej zmianie. Nic trudnego, raptem 20 minut roboty na gilotynce. Zadowolona z siebie ide do domciu.

Nastepnego dnia przychodze i malo sie nie przewrocilam patrzac na stolik z broszurkami...:)

Ksztaltu blizej nieokreslonego, wystrzepione i wygniecione ulotki wygladaly koszmarnie. Czym predzej zgarnelam wszystkie i pytam kolezanki co to jest? Na to ona z wielkim fochem, ze nie mam prawa sie jej czepiac bo ona sie meczyla z nimi kilka godzin nozyczkami. Gilotyny nie umie obslugiwac (?), poza tym jak robila wycinanki dla corki do przedszkola to nikomu nie przeszkadzalo, ze nie jest rowno!

Odpadlam. Wiem, moja wina, nidgy wiecej nie poprosze nikogo o dokonczenie niczego, nad czym tak ciezko pracowalam! Zastanawia mnie tylko, jak jej bylo nie wstyd podac cos takiego gosciom hotelu?

Musialam wszystko drukowac od nowa, wiec nici z oszczednosci tym razem:(

Przepraszam za brak polskich znakow (dla bardziej dociekliwych: nie, nie moge sobie zmienic ustawien, nie jestem administratorem sieci:/)

zagranica

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 129 (271)
zarchiwizowany

#46917

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia mojego wujka sprzed jakis 8 lat...

Na fali masowej emigracji, po wejsciu do UE, czesc mojej rodzinki 'skolonizowala' zielona wyspe. Miedzy innymi moj wujek. Wiadomo, na poczatku bylo troche ciezko organizacyjnie (slaby jezyk). W domu zostaly 'geby do wyzywienia' wiec zanim udalo mu sie zalozyc konto itp, zdarzylo mu sie kilka razy wyslac pieniadze do domu poczta - listem poleconym.

Problemu nie bylo, do czasu. Pewnego dnia ciotka wracajac z zakupow spotkala na osiedlu listonosza, ktory powiedzial, ze byl do niej polecony i ze go zostawil w skrzynce. Ciotka:
- Ale jak to? To nie trzeba podpisac?
- No tak, chyba mi sie przez przypadek wrzucil z pozostalymi listami. Przepraszam, moze Pani teraz podpiasc.
Ciotka, wiedzac, ze w srodu bylo €300 powiedziala, ze nic nie podpisze dopoki listu nie bedzie miala w rece. Szybko poszla do domu i oczywiscie listu w skrzynce nie bylo. Ani poleconego, ani zadnych innych, z ktorymi mial byc wrzucony.

Na szczescie ciotka nie jest osoba, ktora pozwala sie robic w konia, od razu poszla do kierowniczki poczty z awantura. Listonosz probowal jeszcze sie pokretnie tlumaczyc, ale w koncu sie przyznal do kradziezy. Po kilku dniach przyszedl inny listonosz z przprosinami, rozdarta koperta, w ktorej byly wszystkie pieniadze. Dodal, ze moze listu nie przyjac, poniewaz nosi wyrazne slady otwarcia, zlozyc skarge, zazadac odszkodowania itp. Ciotka list i przeprosiny przyjela. Listonosz, ktory sobie koperte przywlaszczyl, nie zotal zwolniony, tylko przeniesiony na inny rewir.

Ok, rozumiem, ze €300 to nie malo, ale czy wystarczajaco duzo aby ryzykowac stala, dobrze platna prace? I czy naprawde ten listonosz myslal, ze nikt sie nie zorientuje, ze ciotka tak po prostu odpusci?

Bezczelnosc czy glupota?

PS - przepraszam jesli zle sie czyta przez brak polskich znakow:)

poczta

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 132 (230)
zarchiwizowany

#46394

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Sporo ostatnio histori o ludziach 'kochajacych zwierzaki'.
Mam sasiadke, ma spory dom z ogrodem, w domu cztery psy i kilka - kilkanascie kotow. Pomijajac balagan jaki potrafi ta menazeria zrobic, zwierzaki sa dobrze odzywione i rozpieszczane. Sasiadka chwali sie wszem i wobec jaka to milosniczka zwierzat, wszystkie psy to znajdy albo adoptowane, czesc kotow tez znaleziona. Nie rozumie tylko ze wraz z posiadaniem zwierzaka przychodzi rowniez odpowiedzialnosc.

Jeden z psow jest rasy mysliwskiej, wiec czesto znika w pobliskich lasach, czasem na cala noc. Niestety przynosi rowniez jakies choroby skory, ktore szybko rozprzestrzeniaja sie na pozostale psy a czasem i koty. Niestety sasiadka nie bedzie wydawac pieniedzy na weterynarza dla calej gromadki, wiec kupuje jakas masc, ktora pomaga doraznie. Jednak choroby te szybko sie odnawiaja.

Jedna z suczek zaciazyla kiedys z psem w okolicy. Po oddaniu polowy moitu wlascicielowi 'taty' (bo przeciez musi wziac odpowiedzialnosc za splodzenie szczeniat), pozostale zostaly uspione, bo ona tak bardzo kocha swoja sunie, ze nie moze jej obciazac opieka nad gromadka rozbrykanych pieskow.

To, ze koty mnaza sie na potege to standard. Szkoda pieniedzy na kastracje. Kocieta maja szczescie jak znajda domy, jesli nie zostaja wyrzucane w poblizu osiedli - bo ktos przeciez przygarnie.

Jakim trzeba byc hipokryta, aby przygarniac opuszczone i biedne zwierzaki by potem robic dokladnie to samo ich potomtswu?

po drugiej stronie plotu

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 167 (223)
zarchiwizowany

#43719

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pracuje na recepcji 4-gwiazkowego hotelu w Irlandii (stad brak polskich znakow). O piekielnych gosciach oraz szefostwie innym razem. Teraz o managerce (siostrze wlasciciela), ktora w ramach oszczednosci zostala zdegradowana do kilku zmian na recepcji. Jak sie zapewne domyslacie nie za bardzo jest szczesliwa z tego powodu. Ale nie o tym.

Pracujemy w systemie zmian od 7 do 15 lub od 15 do 23. Dzwoni do mnie o 7.20 rano (nienawidze jak ktos mnie budzi) z prenensjami, ze zmienilam jezyk w systemie hotelowym na polski (jestem jednyna Polka na recepcji). Ja klasyczne WTF, chwile mi zajelo rozbudzenie sie na tyle, zeby zrozumiec co ta kobieta do mnie mowi.

Probuje tlumaczyc, ze jest to nie mozliwe, ze jezyk wybiera sie przy instalacji softu, z reszta watpie, zeby mieli polski do wyboru.

Ona swoje, ze na pewno zrobilam jej to po zlosci, i ze ona nic nie rozumie co jest na ekranie. Pytam skad w ogole wie, ze to polski.

- Bo nie jest to angielski i nie jest to francuski!
Tak, dobrze zrozumieliscie. Na swiecie sa tylko trzy jezyki, wiec droga blyskotliwej dedukcji doszla do wniosku, ze to musi byc polski.

Swiat jest pelen idiotow.

Aha, jezyk magicznie zmienil sie z powrotem na angielski po restarcie komputera...

Zielona Wyspa

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 124 (212)

1