Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#50108

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mamy przy firmie Fundację. Fundacja robi rożne rzeczy, np w grudniu sponsoruje akcje mikołajkowe - do zgłoszonych wolontariuszy przesyła bony Sodexo, za które wolontariusze kupują drobne upominki i każda ekipa w strojach mikołajowych udaje się do wybranego przez siebie szpitala na oddział dziecięcy. Dwa lata temu brałam w tym udział jako asystent Mikołaja, w zeszłym roku wzięłam organizację w swoje ręce, toteż osobiście byłam zobowiązana dostarczyć Fundacji dowód zakupu w postaci faktury - w przypadku niedostarczenia mają prawo potrącić mi równowartość z wypłaty. Bony opiewały na niecały tysiąc złotych.
Moim błędem było podanie danych do faktury - w wyniku niedopatrzenia podałam dane na firmę, a powinnam na Fundację, która jest oddzielnym podmiotem gospodarczym. Jednak o wiele większym błędem było wybranie jako sklepu, w którym kompletowaliśmy paczki, hipermarketu Korona we Wrocławiu.
Kiedy zorientowałam się w swojej pomyłce, udałam się do POKu poprosić o fakturę korygującą. Usłyszałam, że do tego potrzebuję, aby Fundacja wystawiła mi notę korygującą. Zwróciłam się więc do księgowej z Fundacji o wystawienie takowej. Księgowa mówi "ale po co, to niepotrzebne". Mówię "nie wiem, nie znam się na tym, ale wystaw im proszę". Wystawiła, przysłała kurierem, pojechałam do POKu.
Druga wersja - nota korygująca niepotrzebna, muszę sobie wystawić (tzn Fundacja) sama fakturę, a oni ją tylko podbiją. Pytam, skąd w takim razie poprzednia informacja o nocie korygującej, uzyskana w tym samym punkcie. Pani mówi "nota nie, musi być faktura, my mamy taką procedurę.
Ok, zaczęłam przeczuwać, że nie będzie tak prosto. Zaczekałam i następnego dnia zadzwoniłam do POKu, pytając kolejną panią, jak mam załatwić swoją sprawę. Pani prosi, żeby zaczekać i idzie się konsultować. "Ona sobie sama musi wystawić nową fakturę, bo to ona się pomyliła" - słyszę zduszony głos pani - szkoda, że nie wyciszyła telefonu.
Ok, skoro dwie mówią to samo, to jest duże prawdopodobieństwo, że mówią z sensem. Zawracam księgowej głowę kolejny raz. Już dawno po terminie dostarczenia faktury, początek roku bodajże.
Niestety, pudło. Fundacja nie jest płatnikiem VAT, więc nie może wystawić faktury korygującej. Sytuacja staje się patowa tym bardziej, że osobiście jestem jak dziecko we mgle, kompletnie nie orientując się w labiryncie podatkowo-księgowych przepisów. Jedna mówi jedno, druga mówi drugie, co robić?
No cóż, próbowałam. Byłam tam i drugi i trzeci i piąty raz. Z instytucjami tak jest - jak masz bardziej skomplikowany problem, to musisz próbować aż trafisz na kogoś, kto ma przede wszystkim wolę, a poza tym odpowiednie umiejętności do rozwiązania go. Toteż z taką nadzieją odwiedzałam hipermarket i uzbierałam kolekcję różnych wersji, wliczając w to polecenie przyjechania z zakupionym jakieś dwa-trzy miesiące wcześniej towarem (???), na podstawie którego wystawią nową fakturę - pomijając absurd tego stwierdzenia, co miałam zrobić? Pojechać na Koszarową i pozabierać dzieciom kredki? A jak któraś będzie złamana, to co? Na to pani mgliście stwierdziła, że w takim razie muszę napisać podanie i wtedy się bardzo długo czeka.
Zarzuciłam, przyznaję, temat na jakiś czas, bo nie miałam ochoty i czasu przebijać się co tydzień przez miasto, żeby posłuchać kolejnej opowieści, a Fundacja przestała się upominać. Odezwali się w marcu - kończył się rok rozliczeniowy.
Pojechałam znowu, wydębiłam numer do kierowniczki, bo panie z POKu były bezradne. Ubłagałam księgową, żeby dogadała się z tą kierowniczką, bo naprawdę miałam już dość wszelkich kontaktów z nimi. Dostałam sygnał "weź dokumenty i jedź, kierowniczka wystawi fakturę". Wreszcie! Przezornie zabrałam ze sobą narzeczonego. Dojeżdżamy, odczekujemy w kolejce, tłumaczę, że mam tu dokumenty, proszę o przekazanie ich do pani kierownik, ona będzie wiedziała, co z nimi zrobić. Pani ani me, ani be, więc nakreślam, o co mniej więcej chodzi. Pani dalej niepewna, co powiedzieć, więc 'przejmuje' mnie druga pani, która obsługiwała inną klientkę. I zaczyna, że tak się nie da, że na podstawie noty się nie wystawia itd. Chcąc oszczędzić jej i swój czas mówię, że rozumiem, ale mimo wszystko proszę o przekazanie papierów. I tu pada pytanie o nazwisko pani kierownik. Odpowiadam więc:
- [J]a: Nie znam nazwiska, żadna z Pań nie podawała, pani kierownik też nie mówiła, żeby się na nią powoływać.
- [P]ani [Z] [P]OKu: Bez nazwiska się nie da, bo nie będzie wiadomo, komu przekazać.
- J: Jak to? Ilu macie kierowników w jednym POKu? - dziwię się.
- PZP: No proszę pani, to trzeba znać nazwisko, proszę nas zrozumieć, to nie wiadomo, do kogo przekazać.
W tym momencie włącza się [N]arzeczony, zadając, jak to facet, rzeczowe pytanie:
- [N]: Przepraszam, a jak pani się nazywa?
Pani z POKu, która była już nieźle podirytowana, bo rozmowa trwała znacznie dłużej, niż ją przedstawiłam, zgromiła biedaka wzrokiem i odrzekła z godnościOM osobistOM:
- PZP: JA się nie muszę panu przedstawiać!
Po chwili zadumy nad komicznością tego stwierdzenia zapytałam, co w sytuacji, kiedy przyjadę następnym razem odebrać dokumenty i kolejna pani z POKu zażąda ode mnie nazwiska osoby, która je przyjmowała, bo to nie wiadomo i przecież nie można w żaden sposób sprawdzić, kto był na zmianie w dniu i o porze dnia, którą podaję.
- PZP: Proszę zaczekać, przecież ja tu obsługuję innego klienta!
- J: Proszę pani, ale ja się pani w kolejkę nie wepchnęłam, sama pani podeszła, gdy rozmawiałam z pani koleżanką.
- PZP: Bo koleżanka jest nieświadoma!
Aha. Na takie postawienie sprawy nie znalazłam odpowiedzi, więc pokornie zaczekałam i udało mi się ugrać, że zostawię dokumenty i "jak się po nie ktoś zgłosi, to przekażę, jak nie, to nie". Uhhh. Ręce mi się trzęsły po tej rozmowie. Pojechaliśmy.
Były jeszcze jakieś problemy, ale na szczęście użerała się z nimi księgowa, po interwencji w centrali w Warszawie wreszcie dokument ponoć został wystawiony. No to jadę, oby ostatni raz.
Trafiłam na panią "ja się nie muszę przedstawiać". Nie poznała mnie, ale gdy powiedziałam, po co tu jestem, skojarzyła fakty i jakby odrobinkę się zirytowała... Poszukała, poszukała, coś tam bąknęła, że jej nie było kilka dni i koleżanki musiały przełożyć. W końcu podaje mi zaklejoną kopertę. Stoję przy tym POKu i ją otwieram, pani jastrzębi wzrok ma wbity we mnie. Pytam w międzyczasie czy rzeczywiście jest tam faktura korygująca.
- PZP: Taaak, sama osobiście ją wystawiałam.
No rzeczywiście, była. No to jak ona ją wystawiła? Wbrew procedurom?

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 131 (225)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…