Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#51478

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przyzwyczaiłam się już, że często szeregowy pracownik sklepu zoologicznego bywa uważany za znawcę w tylu dziedzinach, że trudno zliczyć. Np. ja wiem sporo o zwierzątkach futerkowych, kolega więcej wie o akwarystyce, ale często słyszymy pytania z zakresu weterynarii, fizjoterapii, behawioryzmu, a nawet niektórzy sądzą, że na bieżąco monitorujemy sprawy rynku rolnego, znamy wszystkich hodowców i wiemy, gdzie bierze najwięcej ryb… Normalka. Ale gościu, który marudził mi dzisiaj przez prawie godzinę bije wszystkich na głowę.

G: Chciałbym kupić psa
J: Niestety, ale nie mam obecnie żadnych ogłoszeń o psach
G: Ale pani mi doradzi – ja chce psa obronnego
J: W takim razie zostaje panu schronisko albo sprawdzenie okolicznych hodowli, bo ja nie orientuję się czy ktoś ma takie psy
G: Ale czy pani rozumie o co mi chodzi? Ja potrzebuje psa którego jak wezmę do lasu to mnie obroni. Ile taki pies kosztuje?
J: Oczywiście że rozumiem, ale nie sądzi pan chyba ze tak po prostu kupi pan psa który będzie już wszystko umiał.
G: Ale jak to?
J: Normalnie, wybiera się rasę, kupuje szczeniaka i uczy go obrony. Nawet jeśli istnieje hodowla zajmująca się odchowaniem i szkoleniem psów zanim zostaną sprzedane to na pewno nie były by one tanie
G: Ale jak to mam uczyć? Pies powinien umieć mnie ochronić
J: A jak pan to sobie wyobraża? Że nieszkolony pies od razu będzie wiedział czego pan od niego oczekuje?
G: No podobno psy są inteligentne, rodzą się inteligentne tak jak ludzie więc jeśli wezmę go do lasu to ma mnie obronić przed wilkami
J: Obawiam się, że myli pan inteligencję z wiedzą i doświadczeniem. Jeżeli nie nauczy się psa odpowiednich zachowań to nigdy nie wiadomo jak zareaguje w różnych sytuacjach
G: To co ja mam zrobić? A jak mnie coś zaatakuje w lesie?
J: Skoro pan z góry zakłada, że pana zaatakuje jakieś zwierzę to po prostu sugeruję nie iść do lasu
G: Ale ja mam coś do załatwienia. Co ja mam zabrać? Nóż? Siekierę? No i potrzebuję psa żeby mnie bronił bo jak mnie jakiś wilk zaatakuje albo lis? Jak pani sobie wyobraża?
J: Po pierwsze, to codziennie od 20 lat chodzę z psem na spacery do lasu i nigdy mnie nic nie zaatakowało, nigdy też nie słyszałam o takich przypadkach w tej okolicy
G: A jak jakieś zwierzę rzuci się na mnie z głodu?
J: Proszę pana, w naszych lasach jest aż nadto zwierzyny, żeby drapieżniki nie musiały polować na ludzi. Poza tym, jeżeli zwierzęta nie są prowokowane do ataku to nie trzeba się ich obawiać.
G: Ale jednak jak się coś na mnie rzuci? Jak się bronić?
J: Sam pan powiedział, że zwierzęta rodzą się inteligentne – może mi pan wierzyć, że dzikie zwierzęta instynktownie unikają ludzi i nawet jakby niedaleko pana znalazłaby się cała wataha wilków to nie miałby pan o tym pojęcia.
G: I nie zaatakuje? Bo ja mam sprawę do załatwienia i musze iść do lasu a ja oglądam Discovery i widziałem nie raz że zwierzęta są niebezpieczne
(Moja cierpliwość powoli się kończyła. Zwykle jestem miła ale w tym przypadku sarkazm sam się cisnął na usta)
J: Ma pan na myśli lwy, anakondy, krokodyle? Czy widział pan program w którym rdzenni mieszkańcy Borów Tucholskich polują na spacerowiczów?
G: No nie
J: Jedyne co mi przychodzi do głowy to wścieklizna, ale w tym wypadku pies panu się nie przyda – nawet jeśli obroni pana przed wściekłym lisem to sam się zarazi a wtedy i pan jest w niebezpieczeństwie
G: Ale dużo się od pani dowiedziałem ale coś nie mogę uwierzyć… Tak sobie myślę… Wierzy pani w Boga?
J: Nie sądzę żeby mogło to pana obchodzić
G: Ale wierzy pani czy nie bo to ważne
(To już przegięcie – facet który nie wyglądał na do końca trzeźwego będzie mnie wypytywał o wiarę)
J: Powtarzam, że to nie pana sprawa. Nie interesuje mnie czy kupi pan psa, czy pójdzie do lasu. Rozmowę uważam za skończoną
G: Bo ja tak sobie myślę że taki zwierzak to katolika by nie ruszył. No bo przecież Bóg go obroni
J: W takim razie proponuję dać sobie spokój z psem – po prostu niech pan idzie a jak zobaczy pan zaskrońca albo dzięcioła to zacznie się pan modlić
(bez obrazy dla wierzących, ale gość już mnie irytował)
G: No wie pani, jak to by wyglądało tak iść i się modlić?
J: Nie wiem, to pan zaczął ten temat
G: Ale skąd pani wie czy ja jestem wierzący – może jestem synem Szatana?
J: Absolutnie mnie to nie interesuje, ale wydaje mi się, że syna Szatana zwierzęta tym bardziej by unikały
G: Skąd pani wie? Bo wie pani ja tak mowie bo na świecie jest tak że rodzą się dwa rodzaje ludzi – dzieci Szatana i dzieci Boga – jedni są dobrzy a inni źli…
J: Tylko że mnie to w ogóle nie obchodzi i proszę pana o opuszczenie sklepu bo mam dużo pracy
G: Ale pani musi wysłuchać bo to pani obowiązek
J: Moim obowiązkiem jest obsługa klienta, ewentualnie służenie poradą w miarę możliwości ale w pana przypadku uważam rozmowę za skończoną
G: Kiedy ja pani qrwa powtarzam, że są dwa rodzaje ludzi bo jakby wszyscy byli dziećmi Boga to nie było by wojen
(Byłam sama na sklepie a gość był dwa razy większy, więc w tym momencie miałam już w pogotowiu gaz pieprzowy)
J: Proszę nie rzucać mi tu qrwami i nie podnosić głosu – uważam temat za skończony i proszę opuścić sklep
G: Ja bym jeszcze porozmawiał bo ja lubię chodzić do ludzi bo zawsze się czegoś dowiem ale muszę iść do domu bo czeka na mnie grochówka
J: Więc proszę iść na grochówkę – smacznego i żegnam

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 281 (391)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…