Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#51613

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Trochę o metodach wychowania dzieci, moim zdaniem - dość dziwnych.
Ostatni miesiąc pracowałam jako niania. Zrezygnowałam - nie dałam rady znieść "chorych" rodziców i biednych dzieci, które w przyszłości mogą powielać zachowania rodziców.

Rodzice początkowo sympatyczni - ona jest "kimś tam" w telewizji, on jest panem "w garniturze".
Dzieci w prywatnej szkole, w tym 6-latek w pierwszej klasie, całkowicie moim zdaniem nie gotowy na naukę, ale rodzicom to nie przeszkadza. Oto co w trakcie pracy u nich mną wstrząsnęło:

- dzieci (6 lat, 12 lat) w ogóle nie znają smaku owoców (6 latek w swoim życiu spróbował tylko jabłka), lodów, ciast, warzyw. Wyglądają jak chodzące trupy, cera przeźroczysta, flegmatyczne ruchy... za to rodzice wciskają w nich przeróżne leki, witaminki, syropy (pewnie myślą, że uzupełnią niedobory), przed obiadem podawałam im przeróżne 'apetizery', syropy smakowe i byłam notorycznie kontrolowana przez ojca i starszego syna, który 'donosił' na mnie, gdy przypadkiem o którymś leku zapomniałam.

- 'donosiciel' nawet specjalnie się nie ukrywał - potrafił patrząc mi w oczy zadzwonić do tatusia lub mamusi i bezczelnie kłamał wymyślając jakieś sytuacje, których nie było ( np., że nie odrobiłam z młodszym lekcji, nie podałam im obiadu).

- młodszy mimo problemów z czytaniem zmuszany jest aktualnie do nauki języka niemieckiego i angielskiego, a w okresie wakacyjnym rodzice planują dołożyć mu hiszpański.

- praktycznie w każdym tygodniu miałam dwa, trzy dni wolnego, co było irytujące zważywszy na to, że potrzebowałam pieniędzy. Dlaczego? Bo chłopcy są chorzy, a chorobami były min. katar, ból głowy (przeważnie po siedzeniu przy komputerze), zaczerwienienie po ugryzieniu muszki, zadrapanie. Tu szły kolejne dawki leków.

- chłopcy mieli zakaz zabawy w ogrodzie, bo "wieje wiatr", " słońce za mocno świeci", "niebo zachmurzone", "spadną ze schodów" itp.

- rodzice nie puszczali ich na urodziny do kolegów, które odbywały się np. w kręgielni (w przyp. starszego syna), bo to niebezpieczne i przecież może dojść do tragedii. Młodszy nie poszedł do kolegi-sąsiada, bo impreza miała być na podwórku, zaplanowano ognisko, a przecież troje dorosłych to na czworo dzieciaków za mało.

- młodszy któregoś dnia odbijał piłkę do tenisa o ścianę ( rzy rodzicach nie mógł sobie pozwolić na tak frywolne zabawy). Pech chciał, że piłka trafiła go lekko w głowę, ale to naprawdę go drasnęła, aż sam się zaczął śmiać, że z niego taka gapa. Na moje nieszczęście widział to starszy syn - donosiciel i w rozmowie z tatą nawymyślał, że młody nabił sobie guza i prawie zemdlał. Od razu dostałam telefon od wściekłego ojca z pytaniem, dlaczego nie wezwałam karetki? Tłumaczenie nic nie dało, tata po pół godzinie był w domu i zrypał mnie od góry na dół, nic nie dało zaprzeczenie młodszego syna, ze przecież nie zemdlał i nie ma nawet śladu na czole.

W tym momencie coś we mnie pękło i zdecydowałam, że nie wytrzymam dłużej tej inwigilacji przez starszego syna, chorego tatusia i mamusi, wiedziałam, że muszę wytrzymać do końca tygodnia, aby wziąć pieniążki i uciec jak najdalej, bo psychicznie nie wytrzymam.

Na szczęście już w piątek pieniążki standardowo na mnie czekały w szufladzie, więc nie musiałam się bać, ze mi nie wypłacą. Pożegnałam się z młodym ( naprawdę wspaniały dzieciak, ale bardzo zagubiony i samotny), poszłam do pokoju starszego i spokojnym tonem powiedziałam mu jakim jest cholernym gówniarzem, a na końcu zeszłam na dół do rodziców i pożegnałam się z nimi pukając się w czoło. Odetchnęłam z ulgą, wychodząc z tego chorego domu, wyłączyłam telefon, ale po powrocie już czekał na mnie mail od mamusi pełen wyzwisk (kobieta na stanowisku i poziomie, heh ).
Może dla niektórych moje zakończenie współpracy wyda się niezbyt ładne, ale inaczej się nie dało.

niania

Skomentuj (43) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1146 (1226)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…