Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#51748

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak wspomniałam wcześniej, od 6 lat mieszkam w Irlandii. Dużo się działo podczas mojego pobytu tutaj. Kilka razy zmieniałam pracę, przy czym najdłużej jak do tej pory pracowałam w meksykańskiej restauracji.
I muszę przyznać że to był przysłowiowy Meksyk, wszystko za sprawą właścicielki, która gdy zaczęła się recesja wróciła do regularnej pracy w tej knajpie. Miałam to szczęście, że pracę zaczęłam po około roku od jej powrotu.
Szefowa - tak ją będę tytułować żeby przypadkiem nie przeklinać, nie miała zielonego pojęcia o tym co i jak, w związku z tym każdy dzień to była męczarnia.
Czemu? - zapytacie.
Dzisiaj opowiem o OSZCZĘDNOŚCIACH:

1. Pracownicy:

* Po co zatrudniać więcej osób jeśli 2 dają radę?
Szefowa miała dwie restauracje (meksykańska i taką jadłodajnio-kawiarenkę) i B&B (pensjonat?) w tym samym budynku.
O ile te tej "kawiarence pracowało 2 ludzi i tylko to mieli na głowie, tak my musieliśmy zajmować się knajpą, B%B, główną kuchnią i całym budynkiem ogólnie.
W związku z powyższym byłam: kelnerką, kucharką, sprzątaczką, recepcjonistką, pokojówką, praczką, menadżerem i popychadłem bo wszystko zawsze było źle.
Ludzie nie wytrzymywali tam długo. O ile przeszli przez trening i spodobali się szefowej (ok. 20% ogółu) sami zazwyczaj "nie pojawiali" się któregoś dnia i sama się im nie dziwię. W ciągu 2,5 roku pracy tam przewinęło się przez tą knajpę ze 100 osób (jak nie więcej).
*Dodam że szefowa nigdy nie płaciła za pierwszy dzień, ale szczytem chamstwa było zatrudnienie Pakistańczyka, który był naprawdę dobry, i nie zapłacenie mu za cały tydzień.
Co się z nim stało, to materiał na osobną historię.

2. Jedzenie.
* Nic się nie mogło zmarnować!
Stare grzyby? Papryka? Ścinki z pomidorów? Do zupy!
Coś się psuło? Trzeba było obkrajać tak żeby jak najwięcej zużyć. Broń boszzze jak obciąłeś za dużo.
Spalony ryż, fasolki, groszek, sos? Przecież się nie wyrzuci. "Ludzie nie wyczują" - serio? Bo ja czułam jak tylko otwarłam pojemnik z podgrzewacza. Oj ta szefowa potrafiła spalić wszystko.
Wyrzucając starocie na koniec zmiany musiałam się z tym kryć.

3. Sprzęt.
Jakiś sprzęt się spalił albo nie działa? To wina pracownika!
Chcieli mnie zwalniać za:
- zepsuty podgrzewacz (bain marie) - wtyczka się spaliła razem z przedłużaczem ze sklepu po 2e do którego były podłączone same żrące prąd kobyły.
- suszarkę na ubrania - która zwyczajnie się złamała po kilku latach/miesiącach obciążania jej mokrymi ręcznikami.
- za sufit który spadł pod wpływem cieknącej wody (sufit z płyt wiórowych i regipsu bodajże - nie znam się)
- za spalone "światło" - coś się przepaliło i siadło oświetlenie w całej kuchni.
- jedna z dziewczyn została zwolniona bo szefowa przeładowała suszarkę i ustawiła za długo czas suszenia, i najzwyczajniej w świecie spalił się stary suszarko-grat
- inna dziewczyna już po moim odejściu została obwiniona o zepsucie pralki (15 letniego grata.)

Warto tutaj dodać że od wielkiego dzwona szefowa kupowała nam nowe gąbki czy takie druciaki do szorowania grila - bo drogie. Zdarzało się że jednej używaliśmy z miesiąc.

4. Inwestycja w mopa.
Haha - żartowałam. Nie mieliśmy mopa. Ani wiaderka do tego przeznaczonego.
Zapytacie jak myliśmy podłogi? Ścierkami które wcześniej używaliśmy do garów, w wiaderku które używaliśmy do przechowywania żywności, i proszkiem do prania (swoją drogą świetnie złaził brud i tłuszcz z podłogi).
Ścierki się prało i następnego dnia używało do garów a wiadra do sosów chociażby. Szybko dałam sobie spokój z odkładaniem wiader na bok czy praniem ścierek osobno, bo wiadra i tak mieszali z "czystymi" a za pranie ścierek osobno zostawałam okrzyczana-delikatnie mówiąc (na koniec dnia wrzucało się ścierki do prania, a potem rano rozwieszało).

gastronomia szefowa

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 487 (557)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…