Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#52334

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wyjechałam na kilka dni - taki objazd po Polsce, tu zwiedzić, tam zwiedzić. Jeden z noclegów przypadł m.in w Częstochowie, kwatera prywatna.
Na samym wstępie dowiedziałam się, że będę mieszkać w innym lokalu, niż początkowo było ustalone. Akurat nic się nie stało, ale co gdybym miała coś uzależnione od odległości?

Na miejscu oglądanie mieszkanka, gospodyni tłumaczy, że w drugim pokoju mieszka jeszcze jedna para, więc drzwi nie zamykać na zasuwę tylko na zamek, żeby mogli wejść. Zostawiłam swoje rzeczy i wyszłam na miasto planując wrócić koło północy.

Tak też zrobiłam, klucz w zamek, próbuję otworzyć - nie da rady. Zamknąć owszem, więc zamek sprawny. No cóż, widocznie parka już wróciła i nie zamknęli. Naciskam klamkę - drzwi nie puszczają. No to ładnie, zamknęli się na zasuwę... Pukam, dzwonię, w końcu wręcz walę w drzwi, żeby obudzić, nic. Tłumaczę z ustami przy framudze jaka sytuacja, bo może sama bym się bała otworzyć w środku nocy - zero reakcji. Telefon do gospodarzy - późna pora, ale co mi innego zostało - abonent czasowo niedostępny.
Czyli jestem ugotowana. Na korytarzu, bez swoich rzeczy, jedzenia picia, pieniędzy - nauczona doświadczeniem w tego typu miejscach słynnych z kradzieży biorę ze sobą tylko parę groszy, na pewno nie dość, żeby załatwić inny nocleg.

Reasumując; noc spędziłam na korytarzu w zawilgoconych ciuchach (padało), na kocu wyproszonym od jakiejś wracającej do domu pani (również wilgotnym, pewnie okryła się nim wychodząc z samochodu), po poukładaniu na nim gazetek leżących na skrzynce można było od biedy przedrzemać do rana.
Koło 7 ponowiłam próbę dostania się do lokalu - facet otworzył, opowiedziałam kim jestem i jaka sytuacja, czy gospodarze nic nie mówili, że ktoś jeszcze będzie zakwaterowany na tę noc. Odpowiedź mnie powaliła:
- A, tak mówili, zapomniałem. To trzeba było pukać, to bym wpuścił...

Pomińmy milczeniem, jak na to zareagowałam, po prostu już było dla mnie za dużo.
Telefon gospodarzy nadal wyłączony (w sumie niedziela rano, nic dziwnego), więc poszłam tylko oddać koc (mam nadzieję, że Pani to czyta i że załącznik w postaci wafelka smakował. Bardzo, bardzo dziękuję za pomoc), gorący prysznic, herbatka, końska dawka wit C z apteczki zjedzona i spać.

Dopiero po 9 abonent przestał być niedostępny, gospodyni zszokowana, przyjechali wyjaśniać sprawę z tamtą parką, zwrot pieniędzy, przeprosiny. Żeby nie zostawać po awanturze sam na sam z tym facetem (typ goryla), byłam już spakowana i chciałam od razu się wyprowadzać, więc podwieźli mnie jeszcze do centrum. W samochodzie porozmawialiśmy na spokojnie, w końcu nie gospodarzy wina, okazało się, że tamci lokatorzy od początku wymagali całkowitej rezerwacji mieszkania dla siebie, więc prawdopodobnie celowo o mnie "zapomnieli".

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 796 (848)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…