Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#52906

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wieczór. Stoimy sobie w przedpokoju i gadamy. Ja, córa, jej kolega. Magiczny pies udaje, że śpi snem sprawiedliwego.
Stukanie do drzwi. Sąsiadka. Każe, tak każe, a nie prosi, aby zejść z nią na dół. Spoko, może kobieta coś tam odkryła, sama się boi, przejdę się z nią.
Jak zwykle mokro pod jedną ze ścian. Patrzę się na plamę i na nią.
- To pani pies zrobił – rzuca oskarżycielsko.
Hm... jeszcze próbuję kobiecie wyjaśnić, że magiczny siedzi w domu przez całe popołudnie, a jak wracałam po południu, to czysto było.
Nie ma tak łatwo. Magiczny narobił i już. Na świeżo wyremontowaną klatkę. ( Historia z remontem i żądaniem sąsiada, aby mu zapłacić za to, że to załatwił, to temat na zupełnie inną historię).
Chyba mam zły dzień, bo nawet już nie chce mi się z sąsiadką gadać i zamierzam oddalić się w stronę mieszkania.
- A ta butelka to co? – padają kolejne słowa.
Patrzę spokojnie na butelkę po piwie, stojącą na jednej ze skrzyń z korkami, która z kolei wisi na ścianie, dość wysoko nad ziemią.
Na końcu języka mam odpowiedź, że „butelka sobie stoi”, ale milczę. Zerkam na sąsiadkę i po jej minie widzę, że zaraz padnie kolejne, jakże magiczne odkrycie. Już w duchu zastanawiam się czy mój pies ma jakieś niewidzialne skrzydła, umożliwiające mu wznoszenie się i posiada umiejętność stawiania butelek na wysokości.
- Kto to tu postawił? – no tak, zapomniałam, że na drzwiach mojego mieszkania pisze:
Selenhe – usługi jasnowidzenia. – To na pewno... – zaczyna sąsiadka, a ja naprawdę już oczami wyobraźni widzę magicznego psa, jak wzbija się w powietrze i obejmując kurczowo łapami pustą butelkę, ląduje na skrzyni. – to na pewno kolega pani córki. Przed chwilą przecież do was przyszedł. – ktoś tu ma widać dobry punkt obserwacyjny.
No cóż... tego się nie spodziewałam, szczerze mówiąc. Tego nagłego przebłysku inteligencji, że jednak magiczny nie umiałby tego zrobić. Za to człowiek, jak najbardziej. I nie ma tu znaczenia, że ów kolega nie pije, a już na pewno nie w tej klatce, odprowadzając córę. Powstrzymałam wybuch śmiechu. Z zupełnie poważną miną, sugerującą, że naprawdę przejęłam się losem nieszczęsnej butelki ( zapewne pozostawionej przez któregoś z pijaków, chlejących w klatce – wszak ostatnio po nich wynosiłam stamtąd puszki i te małe buteleczki po wódce), oznajmiłam, że porozmawiam z kolegą córki.
Cóż... życie.

Magiczny pies i sąsiedzi.

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -3 (27)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…