Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#53729

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W niedzielę, zwiedzaliśmy z narzeczonym sanktuarium pewnej świętej, która żyła w górskich grotach. Samo miejsce jest bardzo spokojne, oprócz opuszczonego klasztoru, małego sklepiku i groty, w której mieszkała przez pewien czas pustelniczka można podziwiać co najwyżej krajobraz. Ani odpustowego barachła, ani piwa czy czipsów się tam nie dostanie. Większość odwiedzających to pielgrzymi, którzy chcą pomodlić się do świętej.

Wejście do groty, zostało obudowane i stanowi część klasztoru. Żeby dostać się do "komnatki", trzeba przemierzyć wąski korytarz skalny uważając na śliskie kamienie wystające z podłoża oraz te wystające z "sufitu". Dodatkowo, trzeba też przecisnąć się przez dziurę o wymiarach max metr na metr. Jednocześnie, mogą wejść tylko 4 osoby. Jeżeli już ktoś decyduje się na zamiecenie ubraniem pajęczyn, zazwyczaj pozostaje w środku na dłużej, niektórzy wychodzili dopiero po 20 minutach. I nie ma co się o to obruszać, bo jeżeli komuś się śpieszy, jest i inne sanktuarium, tej samej świętej, znacznie bliżej miasta i zapewniające nie tylko rozrywki wszelakie, ale i zimne piwko i frytki i inne "frykasy".

Kiedy nadeszła nasza kolej, za nami stały 3 osoby, dwie panie i pan. Pan postanowił wejść z kolejną grupą, a panie weszły z nami. Kiedy dotarliśmy do groty, za plecami usłyszeliśmy sapanie i szuranie. Nie, to nie duch świętej chciał nam zrobić kawał, tylko pan zmienił zdanie i postanowił się jednak wepchnąć. Do komnatki, jakimś cudem, się zmieścił, ale stał w pozycji zdecydowanie niewygodnej. Dawał z resztą upust swojemu niezadowoleniu chrząkając i marudząc. Dopóki swoje utyskiwania kierował tylko w stronę swoich towarzyszek, puszczałam je mimo uszu. Kiedy jednak, po 3 min zapytał nas czy długo tak będziemy jeszcze sterczeć pod ołtarzem, nie wytrzymałam:

-A przepraszam, pan to umie liczyć do czterech? To po co się pan tu pchał?
-Jak się pani do mnie odzywa? To jest święte miejsce!
-Aha.. to jednak zdaje sobie pan sprawę gdzie się znajduje? Bo już myślałam, że stoi pan sobie w kolejce po mięso...

Zaczęliśmy wychodzić z groty, o dziwo, panie i pan, któremu tak śpieszno było do ołtarza, również.
Na pocieszenie, pan tak się śpieszył wychodząc, że przyfasolił łbem o jeden z kamieni, a wiązanka którą przy tym puścił sprawiła, że został wyprowadzony przez jednego z przewodników poza teren klasztoru.

Pomniejszych piekielnych też nie brakło, pewien pan z takim zapałem dorwał się do drzewka figowego, że aż połamał gałązki. Na zwrócenie mu uwagi, porwał jeszcze kilka niedojrzałych owoców i wraz z żoną zwiali do samochodu, część fig gubiąc po drodze.

Byli i tacy, którzy na wzgórze pakowali się samochodem mimo wyraźnego zakazu. Wszyscy w sile wieku, wyskakiwali później z pojazdów jak pchełki. Inwalidów się nie dopatrzyłam.

Byli i tacy, którzy narzekali na brak zimnego piwka i coli w sklepiku, bo przecież nie po to wchodzili na górę żeby wodę pić. Przewodnik opowiedział nam również o pani, rozmiarów bardzo słusznych, która urządziła awanturę kiedy zasugerowano jej że nie powinna ryzykować wejścia do groty. W efekcie, w przejściu utknęła i winni byli przewodnicy, którzy nie wykuli dla "pełniejszych pań" specjalnego wejścia...

Dobrze, że to tylko pojedyncze przypadki, bo większość osób zachowywała się naprawdę normalnie, jak przystało na miejsce.

sanktuarium

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 322 (472)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…