Dziś w Opolu miał miejsce wypadek, zderzenie karetki z autobusem. Karetka jechała na sygnale, z pacjentem. Wjechała, owszem, na czerwonym świetle - formalnie winny jest więc kierowca karetki. ALE: dziwne, że wszystkie inne pojazdy na skrzyżowaniu, jadące z obu kierunków ulicą, dla której świeciło się zielone światła, zatrzymały się bez problemu.
Na skrzyżowaniu jest ogólnie bardzo dobra (a patrząc z kierunku jazdy autobusu w kierunku, z którego nadjechała karetka - wręcz doskonała) widoczność. Karetka jechała pasem to lewoskrętu, a więc nadjeżdżając z prawej strony (patrząc z autobusu) była idealnie widoczna, nie mogła być zasłonięta przy inne pojazdy, ponieważ lewoskręt jest pierwszym widocznym pasem, a ruch z lewej strony autobusu stał (zielone było tylko dla ruchu na wprost w obie strony w tej osi, co autobus). Pytam więc, dlaczego WSZYSCY inni kierowcy, którzy przecież nie przechodzą psychotestów, dodatkowych szkoleń itp., widzieli karetkę i potrafili jej ustąpić, a "doświadczony" i "świetnie wyszkolony" oraz "przebadany" kierowca zawodowy jej nie zauważył?
Mało tego, karetka została uderzona w ostatni ok. 1 metr lewej strony - czyli nie wjeżdżała na skrzyżowanie, tylko była już za jego połową. Kierowca karetki miał podstawy sądzić, że skoro wszyscy na skrzyżowaniu stoją, to nagle spomiędzy nich nie wyskoczy "szybki i wściekły" kierowca MZK.
Co więcej, na tego kierowcę wielokrotnie wiele osób, w tym ja, składało skargi w związku z jego brawurową jazdą (pasażerowie przewracają się w pojeździe), wymuszaniem pierwszeństwa, przejeżdżaniem na czerwonym itp.
Oczywiście odpowiedź MZK zawsze była podobna: "po rozmowie z kierowcą zarzuty nie potwierdziły się" - no tak, dziwne, że się nie przyznał. Dziwnym "zbiegiem okoliczności" ten kierowca jakoś zawsze jeździ autobusami bez monitoringu. Ciekawe, czyim jest kolegą/krewnym... Czy musi kogoś zabić, zanim ktoś z nim zrobi porządek?
P.S. Oczywiście zgadzam się, że kierowca karetki nawet jadąc na sygnale ma się upewnić, że łamiąc przepis nie stworzy zagrożenia. I zazwyczaj ich nie bronię - widzę, jak jeżdżą niektórzy, szczególnie młodzi, którzy poczuli się władcami szos mając do dyspozycji "gwizdki". Tym razem wiem, kto prowadził karetkę i wiem, że jest to doświadczony kierowca pojazdów uprzywilejowanych, który nie ma ambicji pokazywania "kto tu rządzi" na każdym skrzyżowaniu. Ale zawodowy kierowca autobusu, który jako jedyny - pośród amatorów - "nie widzi" karetki to już masakra...
Na skrzyżowaniu jest ogólnie bardzo dobra (a patrząc z kierunku jazdy autobusu w kierunku, z którego nadjechała karetka - wręcz doskonała) widoczność. Karetka jechała pasem to lewoskrętu, a więc nadjeżdżając z prawej strony (patrząc z autobusu) była idealnie widoczna, nie mogła być zasłonięta przy inne pojazdy, ponieważ lewoskręt jest pierwszym widocznym pasem, a ruch z lewej strony autobusu stał (zielone było tylko dla ruchu na wprost w obie strony w tej osi, co autobus). Pytam więc, dlaczego WSZYSCY inni kierowcy, którzy przecież nie przechodzą psychotestów, dodatkowych szkoleń itp., widzieli karetkę i potrafili jej ustąpić, a "doświadczony" i "świetnie wyszkolony" oraz "przebadany" kierowca zawodowy jej nie zauważył?
Mało tego, karetka została uderzona w ostatni ok. 1 metr lewej strony - czyli nie wjeżdżała na skrzyżowanie, tylko była już za jego połową. Kierowca karetki miał podstawy sądzić, że skoro wszyscy na skrzyżowaniu stoją, to nagle spomiędzy nich nie wyskoczy "szybki i wściekły" kierowca MZK.
Co więcej, na tego kierowcę wielokrotnie wiele osób, w tym ja, składało skargi w związku z jego brawurową jazdą (pasażerowie przewracają się w pojeździe), wymuszaniem pierwszeństwa, przejeżdżaniem na czerwonym itp.
Oczywiście odpowiedź MZK zawsze była podobna: "po rozmowie z kierowcą zarzuty nie potwierdziły się" - no tak, dziwne, że się nie przyznał. Dziwnym "zbiegiem okoliczności" ten kierowca jakoś zawsze jeździ autobusami bez monitoringu. Ciekawe, czyim jest kolegą/krewnym... Czy musi kogoś zabić, zanim ktoś z nim zrobi porządek?
P.S. Oczywiście zgadzam się, że kierowca karetki nawet jadąc na sygnale ma się upewnić, że łamiąc przepis nie stworzy zagrożenia. I zazwyczaj ich nie bronię - widzę, jak jeżdżą niektórzy, szczególnie młodzi, którzy poczuli się władcami szos mając do dyspozycji "gwizdki". Tym razem wiem, kto prowadził karetkę i wiem, że jest to doświadczony kierowca pojazdów uprzywilejowanych, który nie ma ambicji pokazywania "kto tu rządzi" na każdym skrzyżowaniu. Ale zawodowy kierowca autobusu, który jako jedyny - pośród amatorów - "nie widzi" karetki to już masakra...
wypadek karetka mzk opole
Ocena:
423
(511)
Komentarze