Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#55320

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W sobotę, wybrałam się na rajd po spożywczych sklepach i marketach w okolicy, w poszukiwaniu pewnego gatunku sera, który nie zawsze i nie wszędzie można dostać.
Ostatecznie, dotarłam do dużego sklepu typu "delikatesy", który ma również część restauracyjną i piec na drewno, w którym wypieka swoje chleby i pizze. Za sprawą pieca, w części gdzie, między innymi, znajduje się stoisko z wędlinami i serami, panuje gorąc niemiłosierny.

Zdążyłam przywitać się ze sprzedawcą, wypatrzeć "mój" serek i już otwierałam usta kiedy do stoiska podeszła pani z maluteńkim dzieckiem na rękach, prosząc żeby ją przepuścić, bo ona "tylko po jedną rzecz", a boi się, że jej się dziecko obudzi i zmęczone gorącem, rozpłacze. Przepuściłam nieświadoma nadciągającego armagedonu w postaci dwóch bachorzysk lat około 10...

Sprzedawca zdążył zapakować co tam akurat było pani potrzebne, kiedy u jej boku, nie wiadomo skąd, wyrosły dwa dzieciory. "Mamusiu! Jeszcze szyneczkę dla mnie!" zażądał dziecior płci żeńskiej piskliwym głosikiem. Pan zważył, podał i wtedy aktywował się dziecior płci męskiej domagając się mortadeli bo "skoro jej kupiłaś szynkę, to ja też coś chcę stąd!". Pani uśmiechnęła się przepraszająco, sprzedawca zapakował i już mieli odchodzić, kiedy dziecior "przypomniał" sobie, że jeszcze coś koniecznie musi mu mama kupić. Paluch, którym raz po raz, pukał w szybkę, nie pozostawiał złudzeń. "Mojego" serka mu się zachciało! Nie uśmiechało mi się dalej latać po sklepach, więc przypomniałam delikatnie pani, że miała kupić jedną rzecz oraz uświadomiłam, że ja właśnie po ten ser stoję w kolejce, grzecznie prosząc żeby chociaż jeden z trzech mi zostawiła. Pani się speszyła, przeprosiła i stwierdziła, że weźmie "po jednym na głowę". I się zaczęło... "Ja chcę zjeść dwaaaaaa!" darł się jeden dziecior, "Nieeee! Ja zjem dwa, a ty nie dostaniesz!, przekrzykiwał go drugi.

W ten sposób, dwójka dzieci, przypominam, lat dziesięć, darła kopary tupiąc i waląc piąstkami w kontuar oraz szarpiąc matkę za ubrania aż, w końcu, obudzony dzieciaczek zaczął wyć wniebogłosy. Tego to już nawet samej matce było najwyraźniej za wiele, bo złapała swoje zakupy i udała się do kasy, a dzieciory, chcąc nie chcąc, podreptały za nią, zrzucając po drodze z półek, a to paczkę makaronu, a to jakąś puszkę...

Musiałam mieć minę jakbym była świadkiem co najmniej przejazdu hordy Hunów, bo sprzedawca westchnął i wyjaśnił:
- Wie pani, jak ja ich zobaczyłem, to wiedziałem, że tak będzie. Jak przychodzą z ojcem to są jak dwa aniołki. Wystarczyło, że raz ryknął, powywalał z koszyka słodycze i zawlókł je do kasy, i od tamtej pory jest spokój. A jak z matką przyjdą, to zawsze jest awantura, w zeszłym tygodniu, ten łobuz kopnął młodsze dziecko, bo stało z dziadkiem w kolejce przed nim.

Cóż mogę dodać? Po prostu, przebrzydłe, rozpuszczone, włoskie bachory, niekonsekwentnej i zastraszonej przez własne dzieci matki...

skleć

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 642 (722)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…