Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#57222

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Długo zastanawiałam się, czy opisać tę historię. Ale stwierdziłam, że chcę mówić, a nie udawać, że jest dobrze. Nie wiem, kto jest najbardziej piekielny, ocenicie sami.

Przed świętami szkoła zorganizowała zabranie, tylko i wyłącznie w celu podania rodzicom kart z ocenami na koniec semestru. Niestety - wiadomo, w okresie przedświątecznym ciężko sobie wolne zorganizować, dlatego ode mnie nikt nie przyszedł, więc oceny wysłano pocztą, ponoć listem poleconym. "Ponoć", ponieważ list do nas nie dotarł. Nie tak, jak powinien.

Wychowawczynię mam złotą kobietę, wyjaśniłam sprawę, że listu nie ma, nikt z domowników nie potwierdził odbioru, skrzynka sprawdzona, ale tam również pusto. Obiecała mi kobitka, że sprawdzi w sekretariacie, czy list aby nie wrócił, czy został poprawnie zaadresowany itp. Nie, wszystko jest w porządku, co więcej!, jest potwierdzony odbiór. Mam się stawić u dyrektora.

Słowem wyjaśnienia, Dyrektor również jest złotym człowiekiem; miły, sympatyczny, z uczniami pogada. Niestety, pełni jedynie funkcję "reprezentacyjną", szkołą bardzo rygorystycznie rządzi wicedyrektorka, przez uczniów ochrzczona jako "Eseswoman". Tyle wyjaśniania.

Wizyta pierwsza.
Pani oświadcza mi, że ona WIE!, że przechwyciłam ten list, bo bałam się reakcji rodziców na moje fatalne oceny. Że nie będę robić z niej idiotki, to godzi w jej dobre imię, ona pracuje już tyle lat i nie pozwoli, żeby jakaś gówniara niszczyła jej reputacje. Że mam natychmiast oddać list matce. Że ona tego tak nie zostawi, zgłosi na policję, bo jestem młodocianą przestępczynią i od poczty się zaczyna, a w następnej kolejności będę fałszować paszporty.

Wizyta druga, z rodzicami, którzy zostali wezwani.
Pani nadal w swoim tonie, a na protesty mojej matki, że rzeczonego listu nigdy u nas w domu nie było, stwierdziła, że każda matka broni swoich dzieci, nawet jeżeli te są kryminalistami. Że moje miejsce jest w zakładzie poprawczym, a nie normalnej szkole.

Po wyjściu stało się coś, co... sama nie wiem, chyba na zawsze zmieni moje życie. Przyznam, że długo zastanawiałam się, czy to opisać, ale zdecydowałam się mówić o problemie, nie chcę udawać, że nic się nie dzieje. Mianowicie, ojciec uwierzył Pani Eseswoman i chociaż wie, że problemów w szkole nie mam i ukrywanie ocen nie daje mi żadnej korzyści, zażądał oddania tego listu. A skąd ja mam go wziąć, skoro go nie mam? Uderzył mnie "za kłamstwo". Otwartą ręką w twarz, ale z taką siłą, że podbił mi oko. Sekundy, matka nie zdążyła zareagować...

I po co to wszystko?
Ano, wrócili sąsiedzi, którzy mieszkają w tym samym bloku co my, ale w pierwszej klatce. Na święta wyjechali do rodziny w Londynie, potem Sylwester, Nowy Rok... Jakoś zeszło. Tak, w ich skrzynce pocztowej leżał nasz, rzekomo polecony, list.

Reakcja Wice?
Zapytałam, może złośliwie, kto, wobec takiego rozwoju sprawy, podpisał odbiór? Spojrzała na mnie wzrokiem ciskającym gromy i z wielkim fochem stwierdziła, że "skąd ma wiedzieć?".

Ojciec?
Nie czuje się winny. Rany, mam sobie przyłożyć kurczaka z zamrażalnika i nie histeryzować, bo nic wielkiego się nie stało, opuchlizna zejdzie, a jak mi nie pasuje, to mam się pomalować. Jeszcze jest wielce obrażony, bo ani ja, ani matka się do niego nie odzywamy. Ciekawi mnie jego reakcja na papiery rozwodowe, które niedługo dostanie?

list_polecony

Skomentuj (88) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 690 (1164)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…