Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#58772

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Moja historia z samochodami

Akt 2

Klątwa

Jako że moja poprzednia historia (http://piekielni.pl/58486)cieszyła się na tyle uwagą, iż znalazła się na głównej, zamieszczam jej dalszy ciąg.


Po pamiętnej przygodzie z Panem od Astry, poszukiwań dokonywałem wyłącznie w towarzystwie Krystiana. Zanim wreszcie auto udało się kupić było jeszcze kilka przypadków, gdzie właściciel chciał sprzedać złom w cenie samochodu, ale żaden na tyle bezczelny, żeby o nim opowiadać. W końcu udało się znaleźć auto które nas obu satysfakcjonowało: Audi 80 B3 '89 z LPG i przyzwoitymi opłatami za 2500 zł. Auto wydawało mi się w dobrym stanie i całkiem sympatyczne. Zwłaszcza, że kiedy byłem mniejszy marzyłem o tego typu Audi, więc pomyślałem że takie na pierwszy raz to będzie "boooogactwoooo". Mechanik po oględzinach stwierdził, że to bardzo dobry samochód i że to najlepsze co mogliśmy znaleźć. W związku z tym dokonaliśmy transakcji. Okazało się że jest parę napraw do przeprowadzenia, aby wszystko już było cacy, w związku z czym przekazałem Krystianowi samochód wraz 500 zł na poczet napraw i po 3 dniach auto było gotowe.

Cóż, gdyby wszystko było w porządku, historia by się tu nie znalazła... Pierwszym problemem jaki się pojawił były koła, nie trzymały ciśnienia, w związku z tym były to kolejne naprawy na uszczelnienie etc., chwilę po tym ktoś butem urwał mi lusterko z lewej strony( ślad podeszwy na lakierze), potem wyskoczyły mi problemy z akumulatorem, który rozładowywał się po kilku dniach, okazało się też że cieknie olej i płyn chłodniczy. Potem ktoś wgiął mi do środka drzwi tylne z lewej strony. Wymieniłem akumulator - okazało się, że problemem jest jednak alternator, ponieważ nowy też potrafił wyładować. Między tymi wydarzeniami 2 raz wciągu krótkiego czasu zmieniałem pracę, ponieważ pogorszyła mi się moja sytuacja materialna, zatem postanowiłem że auto powinno zacząć na siebie zarabiać i zacząłem nim rozwozić pizze.

Warto wspomnieć, że nie jestem osobą zabobonną i nie wierze w takie rzeczy, ale poważnie, biorąc pod uwagę skalę i w jak krótkim czasie się to wszystko działo, na prawdę zastanawiałem się czy to nie jest jakaś klątwa...

Pracując przy plackach zaczęły dziać się dziwne rzeczy z termostatem, temperatura nagle mi skakała w górę, po czym nagle spadała. Przy tym wszystkim jak zacząłem jeździć głównie po mieście taksówkarze zaczęli mi się kłaniać, a jeden wprost zapytał czy kupiłem od właściciela (podając mi jego imię i nazwisko), mówiąc że po rejestracji poznał... Potem zaczęło mi w aucie śmierdzieć benzyną i gazem, a w końcu samą benzyną niezależnie od tego na czym jechałem...
Żeby była jasność, odkąd z autem zaczęły dziać się dziwne rzeczy dzwoniłem non stop do Krystiana, ale albo nie miał czasu, albo po prostu nie odbierał. Nie miałem czasu nawet żeby szukać kogoś innego, bo cały czas pracowałem i jeździłem.

Pewnego dnia, to było wtedy, kiedy uderzyła fala mrozu w Krakowie, jadąc sobie na kurs z pizzą do klienta i zbliżając się do świateł, nagle poczułem straszliwy smród. Z początku myślałem, że to jakiś stary diesel przede mną, jednak dym, który nagle zaczął wydostawać się z nawiewu, uświadomił mi, że to jednak coś nie tak z moim samochodem. Skojarzyłem, problemy z termostatem i dymem, pomyślałem - chłodnicę szlag trafił. Tę hipotezę zdawał się potwierdzać czujnik termostatu, który pokazywał znacznie wyższą temperaturę. Zjechałem na bok, zgasiłem silnik, otworzyłem maskę... i płomienie liznęły mnie po twarzy! Wszystkie przewody paliwowe i silnik paliły się żywym ogniem! Rzuciłem się natychmiast po gaśnicę ( Bogu dzięki kupiłem i woziłem w aucie), szarpię się z zawleczką, która się zaklinowała... jest! Puściła! I psikam wszędzie w źródło ognia i na szczęście w miarę szybko udało mi się ugasić pożar. Psiknąłem jeszcze kontrolnie parę razy w tlące się przewody, ale ogień zgasł. W tym momencie dopiero zrobiło mi się ciepło i nogi zrobiły się jak z waty... Przewód od gazu najbardziej ucierpiał. Gdyby zaczęło się palić trochę wcześniej, a ja zjechał trochę później... Cóż niektórzy mówią że miałem mnóstwo szczęścia bo wyleciałbym w powietrze, a inni, że nie powinno wybuchnąć, tak czy siak cieszę się że żyję. Gdy w mojej głowie trwały takie niewesołe rozmyślania, oderwałem wzrok od spalenizny pod maską, podniosłem wzrok nad auto... i wiecie co zobaczyłem ?
Budynek Państwowej Straży Pożarnej w Krakowie... Lepszego miejsca cyniczny los nie mógł wybrać...

CDN..

samochody

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 103 (183)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…