Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#58841

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mój chłopak wielokrotnie już opowiadał tę historyjkę swojej rodzinie (mojej jakoś się upiekło;)). Po przeczytaniu http://piekielni.pl/58818#comments postanowiłam podzielić się nią również z Wami. Uwaga wrażliwi, historia nie należy do apetycznych.

Co istotne: Mieszkamy w kamienicy, która ma jedno wejście główne, przez które przechodzi się do wewnętrznego podwórka. Z tego podwórka można dostać się do innych klatek schodowych.
Tak wejście główne, jak i poszczególne klatki mają domofony. Aby dostać się do naszego mieszkania, trzeba zadzwonić przy wejściu głównym, przejść przez pierwszy budynek, wyjść na wewnętrzne podwórko, skręcić zaraz przy wyjściu w prawo, zadzwonić przy drugim wejściu a potem to już „szybciutko” wspiąć się na 5. piętro i już jest się na miejscu.
Problem polega na tym, że wielu nowych gości, dostawców pizzy oraz innych dóbr pomija informację o „wyjściu na wewnętrzne podwórko i w prawo” i od razu w pierwszym budynku idzie do góry. Za każdym razem, kiedy po około minucie nie ma u nas drugiego sygnału domofonu, tego od wejścia do naszej klatki, wzdychamy z lekką rezygnacją i czekamy, aż oczekiwany ktoś zejdzie z piątego piętra w pierwszym budynku i albo nas znajdzie sam z siebie, albo wróci do głównego wejścia, zadzwoni i dostanie instrukcje, które tym razem wypełni.

Dodatkowym, moim zdaniem dość istotnym, szczegółem jest fakt, iż w zimie drzwi do naszej klatki często się nie domykają i można do nas wejść ot tak, bez drugiego dzwonka.

No to teraz do rzeczy.

Zima, poranek bodajże wtorkowy. Leżymy z chłopakiem w łóżku, ciesząc się ciepłem i wizją nic-nie-robienia cały dzień. Wtem, dzwonek domofonu. Chłopak mój wstał, zapytał kto tam. „Poczta”. Traf chciał, że oczekiwał akurat kuriera, więc otworzył drzwi główne i czekał na drugi dzwonek. I czekał. I czekał. I czekał. W końcu stwierdził, że kurier się pewnie zgubił, jak tylu przed nim, ubrał się i zszedł na dół. Po ok. 10 minutach wrócił, z mniej więcej taką miną ==> o_O. Co go tak zszokowało?

Kiedy był już na dole, zaskoczył go intensywny, nieprzyjemny zapach. Poszedł jednak najpierw do pierwszego budynku, poszukać kuriera. Nie znalazł go, wrócił więc do naszej części. Coraz bardziej drażniący zapach, a w zasadzie smród, zastanowił go jednak, stwierdził więc, że zajrzy do piwnicy, bo może pękła rura kanalizacyjna i trzeba powiadomić administrację.
Pękniętej rury na szczęście nie było. Był za to młody, schludnie ubrany człowiek, kucający zaraz przy wejściu do piwnicy...załatwiający grubszą potrzebę. W pierwszej chwili mój chłopak w ogóle nie zrozumiał tego, co zobaczył. Dopiero kiedy intruz (bo jak go inaczej nazwać?) ze wstydem stwierdził, że „on już nie mógł wytrzymać”, dotarło do niego, co też widzą jego oczy. Zniesmaczony, zszokowany i też nieco zdezorientowany kazał nieznajomemu posprzątać po sobie, co ten też faktycznie zrobił. Ślad po tym wydarzeniu jest do dziś, w postaci brązowej plamy przy wejściu do piwnicy.

Jako, że historia miała miejsce w Berlinie, nowego wydźwięku nabiera stwierdzenie: „Schöne Scheiße!”

P.S. Na naszej ulicy jest kilka knajp, które mają toalety. W większości przypadków wystarczy grzecznie zapytać, czy można skorzystać. W najgorszym razie trzeba zapłacić 50 centów.

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 56 (130)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…