Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#59019

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Cóż...właśnie wkroczyłem w niechlubny wiek, dzięki któremu wśród znajomych otrzymałem ksywę "Dostawca". Jako pełnoprawny już obywatel Polski dostałem kilka przywilejów w zamian za...NFZ. To moja pierwsza historia tutaj, ale zmusiła mnie ona do jej opisania. Tak, wiem, że kwiatki w tej kwestii można mnożyć lepiej niż mannę z nieba, jednakże przez głupotę tej instytucji niemalże wylądowałem w szpitalu w stanie ciężkim - ot dobry start w życiu dorosłym.

Od 2000 roku (a więc już sporo) choruję na cukrzycę typu I - czyli tą nieuleczalną, gdzie organizm nie produkuje insuliny w ogóle. Z tego powodu jestem zmuszony wstrzykiwać ją sobie regularnie domięśniowo. Jako, że wtedy do mojej osiemnastki zostało mi jeszcze parę dni byłem wciąż zapisany w poradni diabetologiczno-pediatrycznej. Pewnego pięknego ranka zauważyłem, że brakuje mi insuliny a do wizyty jeszcze tydzień. No cóż...musiałem po samą receptę (!) przyjść wcześniej i liczyć na to, że ktoś z kolejki mnie wpuści. I zaczynamy show...

1) Rejestracja

Pani w rejestracji pyta się mnie o powód przyjścia. Tłumaczę, że mam wizytę zapisaną na za tydzień, ale skończyła mi się insulina i muszę dostać receptę.
[R] Nie.
[J] Dlaczego?
[R] Nie jest Pan umówiony na dzisiaj.
[J] Wiem, ale to nagła sprawa
[R] Trzeba było zadzwonić.
I tak w koło Macieju. Kolejka za mną jak do mięsnego za komuny, a ja dalej walczę. W końcu tyranozaur zza lady łaskawie pozytywnie rozpatruje moją prośbę, EWUŚ sprawdzony (Ewidencja Ubezpieczeniowa), zielone światło. Idę do poradni - 15 minut w plecy.

2) Poradnia diabetologiczna

Grzecznie podchodzę do czekających w poczekalni ludzi i pytam kto ostatni oraz czy ewentualnie mogę wejść jedynie po receptę. Dziękuję tutaj przemiłej Pani, która pomimo pośpiechu wpuściła mnie przez siebie. Wchodzę więc zamiast niej do gabinetu i idę do Pani doktór, przy okazji prosząc o wyjęcie mojej karty pacjenta. Kwiatki zauważone w kolejności:
- Nie ma mojej Pani doktor prowadzącej
- Moja karta pacjenta zaginęła w buchalterii na biurku
- Razem z inną Panią doktor - ONA - 1,6 metra rudej śmierci w postaci pielęgniarki, z którą nienawidzimy się od dziecka.
Wchodzę, przedstawiam sprawę. Okazało się, że:
- Moja wizyta była tydzień temu (nikt mnie nie poinformował o zmianie terminu)
- ONA nie pozwoli lekarce wypisać mi recepty bo nie było mnie na wizycie i migam się od wizyt jak mogę (raz - słownie)
- Muszę szukać swojej doktor prowadzącej, która na głowie ma dwa oddziały w szpitalu dziecięcym i przychodnię dla dorosłych (czyli prościej znajdę jeden konkretny atom w kosmosie niż ją samą).
W międzyczasie powiedziała mi co myśli o moich stosunkach z matką, jak ja jej nie szanuję, jak ona się o mnie martwi itp. itd. Moje koligacje i relacje rodzinne to materiał na dłuuuuugi cykl historii, więc powiem tylko, że po prostu to zlałem i odszedłem z kwitkiem. A właściwie to i bez niego.

Jak się domyślacie doktor nie znalazłem. Pozostaje mi lekarz pediatra w przychodni. 5km dalej. Po 16. Więc jadę przez całe miasto jak po...walony i o 16.45 wbiegam zdyszany jak dziki osioł do poczekalni, a tam pogrom. Ludzi więcej niż na koncercie Justina Biebera w Arenie i wszyscy do mojego pediatry...

3) Przychodnia

Wyciągnąć kartę w rejestracji to nie problem. Chorobową proszę. Dostaję. Ale...
[R] A Pan za chwilę ma osiemnastkę tak?
[J] Tak.
[R] A to Pan musi wypełnić te druki.
Dostaję w łapę plik karteczek o formatach od A8 (bo to mniejsze nawet od złożonej chusteczki do nosa) do A4 włącznie i mam to zrobić najlepiej na wczoraj i wysłać dwa dni temu. No to jedziemy. Biorę za telefon dzwonię do ojca i wypełniamy. A czas płynie...

W końcu oddaję papiery i wolny od biurokracji po godzinie 17 (!) radośnie wchodzę na teren poczekalni. Ludzi wcześniej było dużo? Teraz z paru mrówek zrobiło się mrowisko. Cudownie. Ale moje szczęście znowu dało o sobie znać. Pani doktor zauważywszy mnie stojącego pod drzwiami rozpoznała mnie i wiedząc, że widzi mnie już ostatni raz (zmiana przychodni na rejonową) zaprasza i pyta w czym problem. Mówię i opisuję...
[D] Michał ale ja nie mogę Ci wypisać tej recepty.
[J] Ale jak to? Powiedzieli mi w poradni że może mi wypisać lekarz pierwszego kontaktu, czyli Pani.
[D] Ale ja nie mam ważnego zaświadczenia ŻE MASZ CUKRZYCĘ (!!!) I jakie dawki sobie podajesz (Wszystko jest zapisane w pompie insulinowej którą mam ZAWSZE przy sobie, jako że jest wbita w ciało)

Podsumujmy:
- Insulinę mogę kupić TYLKO na receptę.
- Recepty nie dostanę w poradni bo nie ma lekarza.
- Recepty nie dostanę w przychodni bo nie ma zaświadczenia.
- Zaświadczenia że jestem NIEULECZALNIE CHORY OD 14 LAT (!!!) nie dostanę, bo nie ma lekarza.
- Poradnię i przychodnię zamykają za 30 minut.

Gdyby nie fakt, że mój ojciec znalazł zapasową ampułkę w lodówce, którą ja przeoczyłem, prawdopodobnie w ciągu 6-12h wylądowałbym na OIOM-ie z kwasem (acetonem) we krwi, poziomem cukru we krwi ponad 10x większym niż normalnie, nie potrafiąc już się dobrze poruszać i wymiotując dalej niż widzę.

Mam osiemnastkę od niecałego miesiąca. Boję się co będzie jak będę zmieniał poradnię diabetologiczną na tą dla dorosłych, albo gorzej - zachoruję...

NFZ i jego cuda

Skomentuj (43) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 225 (401)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…