Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#60207

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Sytuacja którą chciałbym Wam opowiedzieć miała miejsce kilka lat temu. Sam opis sytuacji jest krótki natomiast muszę przytoczyć całą otoczkę.

Miałem wtedy 15 lat i zaczęła mnie boleć noga. Najpierw odczuwałem lekki ból, z czasem budziłem się w nocy ze łzami ponieważ tak bolała mnie noga. Poszedłem z rodzicem do ortopedy, lekarz zrobił mi rentgen i ze względu, że na zdjęciu wyglądało to jak guz dał skierowanie do szpitala. Trafiłem do szpitala, zrobiono mi scyntygrafię, PET, USG, rezonans, tomograf i ponownie rentgen nogi ale nadal cały czas we wszystkich opisach pojawiało się magiczne zdanie „brak możliwości jednoznacznego wykluczenia ,że narośl ma charakter nowotworowy, wynik niejednoznaczny”. Ponieważ nadal nic nie było wiadomo zostałem skierowany do dużego instytutu medycyny dziecięcej w innym mieście. Zgodnie z zaleceniem pojechałem tam z rodzicami na pierwszą wizytę. Byliśmy przerażeni, zestresowani (sytuacja trwała już ponad miesiąc a my żyliśmy cały czas przekonaniu, że mogę mieć raka), niewyspani bo mieszkaliśmy daleko od miasta w którym był szpital i żeby móc się zarejestrować musieliśmy wyjechać wczesną nocą. Krótko mówiąc mieszanka wybuchowa uczuć i stanów emocjonalnych.

Przybyliśmy do szpitala, najpierw skierowano nas na powtórny opis badań i następnie do Poradni Chirurgii Onkologicznej. I to właśnie kilka minut spędzone na pierwszej wizycie w tej poradni sprawiło, że chce Wam przekazać tą historię.

Weszliśmy do gabinetu w którym była pielęgniarka-sekretarka i lekarz (onkolog) który wziął od nas wyniki badań, przejrzał je pobieżnie (bo jak inaczej można to zrobić czytając opisy kilku badań w ciągu 20 sekund?) i patrzy się na nas znudzonym wzrokiem. W końcu pyta nas co od niego jeszcze byśmy chcieli (dokładnie tymi słowami). Tata odpowiedział na to, że chcielibyśmy się dowiedzieć co mamy dalej zrobić. Na to lekarz mówi tak: „A to nie wiecie co się robi z rakiem? Albo się wycina guza, albo ucina kończynę, daje się chemie i czeka na rezultat”. Tate zamurowało, mama stoi z mokrymi oczami, ja podobnie a lekarz po chwili pyta: „Coś jeszcze?”. Tata po chwili się otrząsnął i pyta: „To w takim razie chce nam pan powiedzieć, że syn ma raka?”. Na co lekarz: „Nie mówię, że chłopak (to o mnie) jest chory ale nie mówię też, że jest zdrowy. Różnie może być. Teraz przepraszam ale 5 minut temu skończyłem dyżur i mam coś jeszcze do załatwienia.” Wstał z krzesła po czym jakby nigdy nic wyszedł z gabinetu i zostawił nas z pielęgniarką. Ta przez cały czas się nie odzywała ale wyjęła kartkę, napisała coś i podaje nam ją mówiąc, że jeśli możemy przyjechać jeszcze raz za dwa dni to przyjmie nas profesor który jest szefem poradni i zarazem całego oddziału onkologicznego i on nam wszystko wyjaśni i odpowie na wszystkie pytania.

Ostatecznie cała historia zakończyła się dobrze bo po jeszcze kilku badaniach okazało się, że nie mam nowotworu tylko inną, niezwykle rzadko występującą w moim wieku przypadłość i dlatego tak długo trwała diagnoza. Chciałbym również powiedzieć, że broń Boże nie chcę szkalować całej służby zdrowia ponieważ zarówno mój pierwszy ortopeda i jak zespoły lekarzy i pielęgniarek z obydwóch szpitali okazali się ludźmi-aniołami. Niestety trafił się też jeden osobnik który wiedzy medycznej nie umiał połączyć z tym co chyba w onkologii jest najważniejsze czyli empatią.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 139 (215)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…