Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#61378

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jeszcze za gówniarza, dorabiałem sobie w weekendy, wakacje i ferie w mini markecie przy drodze krajowej. Droga była otoczona kilkoma typowymi, polskimi wsiami - same pola, sady, kurniki i chlewy. Niestety, jak to na wioskach bywa, alkohol w niektórych gospodarstwach lał się strumieniami, a jednym z licznych "wioskowych żulików" był Sebastian.

Sebastian, lat dwadzieścia jeden, wyglądał na co najmniej czterdzieści. Przychodził przynajmniej raz dziennie, jakiś chleb, margaryna i obowiązkowo pół litra najtańszej, trzy mocne piwka, a jak przycisnęło, to i "jabol" był dobry. Pieniądze ciężko mu było rozłożyć na miesiąc, więc szefostwo zgodziło się na "branie na krechę/zeszyt". Przez pewien czas ta kooperatywa nieźle działała, jednak w pewnym momencie Sebastian przestał płacić - z pracy wyleciał, to i zarobki się skończyły. Szefowa powiedziała "stop".

Przez pierwszy tydzień przychodził, błagał i prawie płakał. Żal mi się zrobiło, bo "na chleb ni mam, bida taka, pożycz te pięć złotych, jak dostanę robotę, to oddam!". Już byłem skłonny zapłacić ze swoich skromnych zarobków za jego chleb, jednak chłopak stwierdził, że "może zamiast tego chlebka, to on jednego porzeczkowego sobie weźmie, to hehe, go rozgrzeje, bo zimno się robi". Wściekłem się niemiłosiernie i wedle zaleceń szefostwa, kazałem facetowi spadać na przysłowiowe drzewo.

Przez kolejne trzy dni Sebastian przychodził, ale już nie prosił - zaczął grozić. W końcu doszło do tego, że próbował wejść za ladę, żeby "sam się obsłużyć, jak te ku*wiszony (ja i inna ekspedientka) nie chcą mu dać", a także wynieść parę drobniejszych rzeczy (batony, cukierki, napoje dla dzieci). Po interwencji policji szefostwo ogłosiło mu, że przy każdej próbie jego wejścia do sklepu wzywana będzie ochrona. Awanturował się jeszcze kilka razy, ale kiedy zobaczył, że właściciele słów na wiatr nie rzucają, rozróby zaniechał.

Dzisiaj, po dobrych dziesięciu latach, zawitałem w tamtych okolicach. Z sentymentu zaszedłem do sklepiku, pogadałem z miłą kasjerką, dowiedziałem się, że sklep zmienił właścicieli.

A zza regału wyłonił się Sebastian, z może rocznym dzieckiem na rękach i około trzyletnim chłopcem obok niego. Niósł trzy piwa. Trzylatek podszedł do lodówek i spytał taty, czy może lizaka lodowego. Odpowiedź tatusia?
- Nie mam pieniędzy!

Kupiłem dzieciakowi loda, a Sebastianowi życzyłem jak najszybszego odwyku.

Udał, że nie słyszy.

sklepy

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 475 (535)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…