Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#61706

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mój młodszy brat rok temu poszedł do pierwszej klasy. Jako, że rodzice mieli prawo wyboru, puścili go, mimo iż miał dopiero 6 lat. Młody jest jak na swój wiek dość poważny i samodzielny, toteż od drugiej klasy rodzice pozwolili mu, razem z sąsiadem z jednej klasy, wracać do domu autobusem (3 przystanki). Mieszkamy na osiedlu, gdzie w otoczeniu domków jednorodzinnych wybudowano blokowisko dla ludzi, których przesiedlono z baraków z centrum miasta. Nie chciałabym tutaj ich wrzucać do jednego worka, ale większość z nich to tzw. margines społeczny, to znaczy alkoholicy, złodziejaszki i panie lekkich obyczajów. No i dużo tam dzieci, które z moim Młodym chodzą do szkoły i jeżdżą, siłą rzeczy, tym samym autobusem.

Jak Młody poszedł do drugiej klasy to zaczął się dziwnie zachowywać. Jakiś taki wycofany się zrobił, ale jak się go zapytało, to wszystko ok. No to ok. Przyszła jesień, liście z drzew. Młody wraca ze szkoły, czapka w liściach. Ok, jesień jest, dzieciaki się bawią. Ale po kilku (nie pamiętam dokładnie ilu) dniach, jak codziennie przynosił liście dosłownie powbijane w czapkę, rodzice zaczęli wypytywać gdzie tak lata po szkole, że tyle liści nałapał. Młody na to, że nigdzie i że nic nie wie. Ojciec za kolejnym razem trochę go przycisnął i Młody zmiękł. Okazało się, że po szkole na przystanku, koledzy "z bloków" ze starszej klasy się z niego śmieją, że dopiero jesień a on chodzi w czapce i jeden z nich codziennie zabiera mu ją i rzuca za ogrodzenie prosto w kupę liści. Młody musi naokoło zasuwać i ledwo wyrabia na autobus. Ojciec się wściekł. Na drugi dzień rano zapakował Młodego w samochód i przejeżdżając obok przystanku, gdzie dzieci wsiadają zapytał go, który to jeleń zabiera mu czapkę. Potem szybko odwiózł Młodego do szkoły, żeby zdążyć przed autobusem i zaczaił się na przystanku, gdzie dzieciaki wysiadają. Kiedy nasz delikwent wysiadł, ojciec zawołał go, podniósł jedną ręką do góry za kurtkę i powiedział mu, że jak jeszcze raz choćby podejdzie do Młodego, to mu powyrywa z tyłka ręce i nogi, tak że go własna matka nie pozna. Od tamtej pory spokój.

Żeby nie było, że pochwalam takie metody, ale mój ojciec to choleryk i zawsze jak nam działa się krzywda to brał sprawy w swoje ręce, jednak przemoc choć słowna to wciąż przemoc. Nikogo by nigdy nie uderzył, tylko tak straszył, ale może to właśnie jest jedyna skuteczna metoda na dzieciaki które czują się bezkarne i każą spadać na drzewo każdemu kto KULTURALNIE zwróci im uwagę?

podstawówka

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 610 (674)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…