Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#61994

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pisząc te historię trzęsą mi się ręce i za chwile mi jakaś żyłka pęknie, ale ja już nie mam siły po prostu...

Kupiłem Skodę Felicię 98 rocznik z alufelgami. Przy oględzinach samochodu było wszystko w porządku, wiadomo auto nie nowe ma jakieś mankamenty, ale tragedii nie było i wydawało mi się że wszystko jest ok.

Wydawało mi się.

Jednym z mankamentów było ocieranie przy maksymalnym skręcie, podobno felgi miały być za duże i ocieranie o nadkole. Wstępna naprawa miała wynieść koło 200-300 jak Panowie w serwisie ocenili. Nawet oni nie podejrzewali co odkryją kiedy ściągną koła...

Felgi faktycznie nie pasowały więc co zrobił Piekielny Pomysłowy Dobromir? Nie zgadniecie...

Szlifierką kątową szlifował końcówki drążka... Efekt? serwisant rozbierał końcówkę PAZNOKCIEM. Pan powiedział że w tym stanie wystarczył wybój, 60km/h, element się rozlatuje, kierownica się blokuje i pierwsze drzewo, samochód, przepaść moje i po Kazimistrzu...

Kim trzeba być żeby coś takiego robić? Co trzeba mieć w głowie? Za wszystko zapłaciłem 450 zł + felgi zryte drążkiem do wywalenia+ Opony zniszczone o nadkola do wywalenia+ zakup nowych opon + nerwy cały dzień...

Do tego wszystkiego auto kilka dni wcześniej przeszło przegląd... A wada była tak ewidentna że nie sposób jej nie zauważyć...

Czego zatem Kazimistrz oczekuje od właściciela? A no zwrotu za naprawy układu kierowniczego. I tu oczywiście Piekielny się najpierw przyznał że sam to uczynił ale "zapomniał" o tym powiedzieć.

Oczywiście teraz Piekielny nie chce oddać mi wszystkiego, a jedynie część pieniędzy.

Co radzicie? Sąd?

samochody

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 121 (203)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…