Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#62194

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Rozchorowałam się, w płucach świszczy, ucho boli, temperatura ciała wyższa niż być powinna no to jedna rada- do lekarza!

Dzień I
Pracę skończyłam o 16, 16:40 wlokę się jak skazaniec do ośrodka zdrowia. Wchodzę, nikogo nie ma. Czekam minutkę, po 5 zaczęłam się zastanawiać, czy nie dotarła tu jakaś ebola, po 10 przyszła recepcjonistka. Ufff!
Dowód w dłoni, uśmiech na buzi

-Chciałabym zapisać się do lekarza, kogokolwiek kto przyjmuje teraz.
-Nie ma lekarza.
Patrzę na zegarek, nie, nie 17:50 tylko 16:50. A może nie umiem czytać tych śmiesznych zawijasków, które na klawiaturze są nad literkami?

-Ale jak to nie ma? Do 18 przecież jest czynny ośrodek?
-Nie ma bo nie ma. Jeden na urlopie a drugi chory. Jutro przyjść rano.
Nie, nie mamy dwóch lekarzy, mamy stanowczo ich więcej. Zrezygnowana, zaopatrzona w nowe pudełko aspiryny dzwonię na infolinie NFZtu. Odbiera bardzo miła pani(serio, NFZ oddział Warszawa ma bardzo miłych i pomocnych konsultantów) i tłumacze, że Izura Izurzasta, że ośrodek w Izurowym Grajdole, że 17 nie ma, że chora,że nieprzyjęta. Pani zdziwiona sytuacją, mówi o kontrakcie, o obowiązku znalezienia zastępstwa i przyjęcia mnie. Dziękuję za rozmowę, proszę o wytłumaczenie gdzie się składa skargi.

Dzień II
Dalej świszczy i piszczy pod cyckami, gardło drapie, ucho boli- sms do przełożonej(co by kobity nie budzić, bo dobry człowiek z niej:). Przykazane iść, leczyć się i wracać szybko bo poniedziałek i wtorek będzie akopalipsa i armagiedon w biurze, dedlajn nadchodzi.

Podrzucona pod ośrodek wchodzę i tłumacze, że chora, że do lekarza, że już.
I tu zaczyna się tragikomedia.
Najpierw zgubiły moją deklarację i ja nie mam lekarza a może i w całym ośrodku mnie nie ma! Ok, znalazły(ah, te komputery! Dzieła szatana, pokazują co innego niż jest na papierze). Ale mojego lekarza nie ma, że i tak miałam zmieniać to pytam, kto jest teraz. Doktor X jest, fajnie, słyszałam o nim same dobre opinie. To deklaracje proszę.
-NIE MOŻESZ!(jesteśmy na Ty?)
-Dlaczego nie mogę?
-Bo miałaś podpisaną w sierpniu! Nie możesz! 3 miesiące muszą minąć!
Robi się ciężko, ręka w kieszeni na fajkach się zaciska nerwowo- znowu problemy.
Po zwróceniu uwagi, że na Ty nie jesteśmy, wódki nie piłyśmy, kolejnej prośbie o wpisanie w takim razie wizyty bez deklaracji słyszę kolejne NIE.
Shifty to krzyki, nie zespół porażenia klawiatury. Paniusie piły kawusie i im przeszkadzałam, więc krzykami chciały mnie spławić.
Tym razem już żądam wizyty albo napisania oświadczenia o nieudzieleniu pomocy.
NIE! POTEM MOŻESZ SOBIE PRZYJŚĆ! PRZYJDZIE I BĘDZIE MI MÓWIĆ BZDURY!

Nie, tak się nie bawimy. Mówię, że zaraz wrócę. Na twarzach widzę dume z dobrze spełnionego obowiązku bycia wrzodem na dupie.

Dzwonię do NFZtu, tłumaczę, że chora, że nie będę czekać nie wiem ile, że wczoraj nie przyjmowali, że dzisiaj takie cyrki. Pan słucha, mówi, że mają obowiązek. Pytam jeszcze co z tymi deklaracjami- odpowiada, że 3 mogę sobie na rok pisać, muszą przyjąć i że żadne 3 miesiące. Radzi złożyć skargę.

Wtrącenie- mój ośrodek jest znany z tego, że oszukali NFZ na 300 000 zł. Oddali z tego co wiem 10%. Wpisywali usługi, których nie świadczyli, też byłam na policji się spowiadać. Nie mam żadnego ubytku, miałam tam tylko kontrole w podstawówce, okazało się, że mam kilka plomb, jakieś wyrywania- cuda na kiju.

Podejście II
Wracam na terytorium wroga. Mówię, że dzwoniłam do NFZtu, i tam nie wiedzą o żadnych 3 miesiącach i że mają obowiązek mnie przyjąć. I wtedy się stało...
Wszystkie 3 na mnie zaczęły się drzeć, że NFZ się nie zna, że one wiedzą lepiej, bo nawet w telewizji mówili!
Nie będą się na mnie darły, nie mam 10 lat i na mnie to nie działa.
Kierownika mnie ma! Poszła! Gdzie? Do szkoły! (jej dziecko się tam uczy)
O nie! Wychodzę wściekła, idę po fajki bo jak widać ta resztka z wczoraj nie wystarczyła. W międzyczasie dzwonię do chłopaka- przyjedź po mnie, mam dość.
20 minut i kilka papierosów później człapiemy razem do tego miejsca udręki.

Podejście III
Panie wielce oburzone, bo po co z adwokatem przychodzę, że lekarz nie przyjmuje. Jednak chyba trybiki się poprzestawiały(kto żył w małym miasteczku wie, że działają drabinki ważności- o ile ja w tej drabince nie występuję, to rodzina chłopaka mego już tak), zamiast się drzeć mówią i okazało się, że się da! Jak lekarz się zgodzi.
Lekarz się zgodził, drepczemy pod gabinet, daje buziaka chłopaku memu, on jedzie załatwiać swoje sprawy, ja wchodzę do gabinetu.
Kolejka? Nie, nikt nie czekał- nie że lekarz nie wie w co ręce wsadzić.

Pan doktor miły, poparzył w paszczęk, posłuchał charków płucnych, nakazał brać leki, leżeć w łóżku, zabrać L4 i nie zarażać dalej.

Jednak żeby chorować to trzeba mieć końskie zdrowie...





EPILOG
Nie przeszło mi, charczę, warczę i skrzypię. Znowu byłam w ośrodku.
Jejku! Jaka zmiana!
Zadzwoniłam rano, poprosiłam o zapis. Dało się!
Lecę do lekarza, wchodzę tam a pani bardzo miła, już wyjmuje moją kartę, mówi, że doktor X w pokoju 105, że zaprasza za sobą bo ona już kartę moją zanosi. Do tego pyta się, czy dalej chce, żeby był moim rodzinnym, jak tak to ona mi wypisze deklaracje, tylko po wizycie żebym podpisała.

I teraz mam zagwozdkę- czy po prostu drabinka ważności małomiasteczkowej czy nfz już kontaktował się w sprawie skargi, którą wysłałam.

nzoz

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 317 (421)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…