zarchiwizowany
Skomentuj
(8)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Wiem, że wiele się tutaj słyszy o ludzkiej znieczulicy, no ale to już drobna przesada.
Dla historii są ważne dwa fakty - jestem chory na cukrzycę typu I i byłem ubrany może nie w garnitur, ale na pewno raczej "wyjściowo".
Wczoraj razem z moją przyjaciółką po szkole wyskoczyliśmy do pobliskiej galerii handlowej na zwykłe spotkanie, bo naprawdę długo się nie widzieliśmy. Już wtedy czułem się dziwnie. Nie było mi słabo, poziom cukru w normie, więc nie przejmowałem się tym zbytnio.
Tuż po wyjściu z galerii szliśmy na przystanek tramwajowy oddalony o jakiś niecały kilometr. Pod koniec drogi nastąpił u mnie gwałtowny spadek cukru we krwi - dostałem lekkiego ataku. Z niewyjaśnionych przyczyn poziom cukru spadł mi do tak niskiego poziomu, że straciłem świadomość. Dzięki Bogu, że akurat jechał do mnie tramwajem mój chłopak. Gdyby nie on prawdopodobnie leżałbym teraz w trumnie albo na OIOMie.
Otóż co się stało? Zacząłem się dziwnie zachowywać. Zacząłem się szarpać z przyjaciółką i wyzywać ją, że mnie obmacuje, podczas gdy ona chciała pomóc mi ustać na nogach. Potem stwierdziłem, że ruchliwa ulica to idealne miejsce wręcz do chodzenia sobie w tę i z powrotem bez celu. W międzyczasie mój luby zauważył nas i podbiegł z pomocą. Mniej więcej w tym samym czasie wpadł mi do głowy pomysł realizacji motta "Born to be wild!" i udałem się na trójpasmówkę przechodząc na czerwonym świetle. Gdyby nie jego błyskawiczna reakcja rozjechałaby mnie ciężarówka. Przeprowadził mnie razem z moją przyjaciółką bezpiecznie na drugą stronę ulicy jednocześnie trzymając i pilnując, żeby nic nas nie zabiło przy okazji i zaczął mnie ocucać, bo poziom cukru samoczynnie zaczął wracać do normy.
Teraz dlaczego o tym piszę? Całemu zajściu przyglądała się grupka hipstero-dreso-skejtów. Widzieli zamieszanie, słyszeli rozmowy moich znajomych o moich lekach, słyszeli jak mówię, że poziom mi spadł. Nie śmierdziało ode mnie ani wódą, ani papierosami. Nie rzygałem na lewo i prawo.
ŻADEN nie zareagował. ŻADEN nie spytał czy może im nie pomóc w czymś. ŻADEN nie zapytał czy nie wezwać karetki. Ba! Śmiali się z całego zajścia. A przechodząc koło naszej trójki radośnie komentowali mnie i mój stan słowami "co za ćpun...", "Złoty strzał!" itp.
Ja rozumiem - nieświadomość, niewiedza co to cukrzyca...Ale jak można być AŻ TAK nieczułym na to, że drugi człowiek też może potrzebować pomocy i to wcale nie ze swojej winy co gorsza?
Dla historii są ważne dwa fakty - jestem chory na cukrzycę typu I i byłem ubrany może nie w garnitur, ale na pewno raczej "wyjściowo".
Wczoraj razem z moją przyjaciółką po szkole wyskoczyliśmy do pobliskiej galerii handlowej na zwykłe spotkanie, bo naprawdę długo się nie widzieliśmy. Już wtedy czułem się dziwnie. Nie było mi słabo, poziom cukru w normie, więc nie przejmowałem się tym zbytnio.
Tuż po wyjściu z galerii szliśmy na przystanek tramwajowy oddalony o jakiś niecały kilometr. Pod koniec drogi nastąpił u mnie gwałtowny spadek cukru we krwi - dostałem lekkiego ataku. Z niewyjaśnionych przyczyn poziom cukru spadł mi do tak niskiego poziomu, że straciłem świadomość. Dzięki Bogu, że akurat jechał do mnie tramwajem mój chłopak. Gdyby nie on prawdopodobnie leżałbym teraz w trumnie albo na OIOMie.
Otóż co się stało? Zacząłem się dziwnie zachowywać. Zacząłem się szarpać z przyjaciółką i wyzywać ją, że mnie obmacuje, podczas gdy ona chciała pomóc mi ustać na nogach. Potem stwierdziłem, że ruchliwa ulica to idealne miejsce wręcz do chodzenia sobie w tę i z powrotem bez celu. W międzyczasie mój luby zauważył nas i podbiegł z pomocą. Mniej więcej w tym samym czasie wpadł mi do głowy pomysł realizacji motta "Born to be wild!" i udałem się na trójpasmówkę przechodząc na czerwonym świetle. Gdyby nie jego błyskawiczna reakcja rozjechałaby mnie ciężarówka. Przeprowadził mnie razem z moją przyjaciółką bezpiecznie na drugą stronę ulicy jednocześnie trzymając i pilnując, żeby nic nas nie zabiło przy okazji i zaczął mnie ocucać, bo poziom cukru samoczynnie zaczął wracać do normy.
Teraz dlaczego o tym piszę? Całemu zajściu przyglądała się grupka hipstero-dreso-skejtów. Widzieli zamieszanie, słyszeli rozmowy moich znajomych o moich lekach, słyszeli jak mówię, że poziom mi spadł. Nie śmierdziało ode mnie ani wódą, ani papierosami. Nie rzygałem na lewo i prawo.
ŻADEN nie zareagował. ŻADEN nie spytał czy może im nie pomóc w czymś. ŻADEN nie zapytał czy nie wezwać karetki. Ba! Śmiali się z całego zajścia. A przechodząc koło naszej trójki radośnie komentowali mnie i mój stan słowami "co za ćpun...", "Złoty strzał!" itp.
Ja rozumiem - nieświadomość, niewiedza co to cukrzyca...Ale jak można być AŻ TAK nieczułym na to, że drugi człowiek też może potrzebować pomocy i to wcale nie ze swojej winy co gorsza?
łódź...po prostu łódź
Ocena:
-10
(30)
Komentarze