Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#62811

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia będzie o tym, dlaczego od lat unikam jedzenia w restauracjach.

Swoją "karierę" na Wyspach zaczęłam, jak (prawdopodobnie) większość emigrantów, jako kelnerka i barmanka. Gdy dostałam tę pracę wydawało mi się, że "Pana Boga za nogi złapałam". Przyzwoicie płatna, rzut beretem od miejsca zamieszkania, obiady w pracy za friko, spore napiwki, świetna atmosfera, super szefowa.
Była to elegancka, polska restauracja o długoletniej tradycji, ciesząca się dobrą opinią pod każdym możliwym względem.

Idylla trwała do momentu, gdy moja ówczesna szefowa pewnego dnia zachorowała. Krótko potem wyjechała do Polski na długie leczenie, przekazując restaurację w ręce swojego pierworodnego - nazwijmy go Pawłem. Mnie zaś zrobiła menadżerką lokalu, co było dla mnie niemalże spełnieniem marzeń, gdyż restaurację traktowałam jak własną, klientów obsługiwałam tak, jak sama chciałabym być obsługiwana, a od czasu do czasu wpadałam na kuchnię, co by podejrzeć co pysznego wyczarował nasz polski mistrz kuchni. Jego wyczyny były porównywalne do oglądania wyczynów jakiegoś Makłowicza, czy innej kulinarnej sławy:).

Paweł, a właściwie Paul (życzył, by tak się do niego zwracano) nie czuł się Polakiem w ani jednej tysięcznej swojego jestestwa. I właściwie nie przeszkadzałoby mi to, gdyby nie fakt, że facet na każdym kroku to podkreślał i często drwił z, szeroko rozumianej, "ułomności" naszego Narodu. Pomimo wychowywania go "w duchu patriotycznym" - jak to mawiała jego mama, facet udawał (albo i nie?), że nie ma zielonego pojęcia ani o polskich zwyczajach żywieniowych, ani o polskiej kulturze picia trunków. I tak moment przejęcia restauracji przez Pawła okazał się być początkiem końca.

A teraz wyjaśnię dlaczego. Otóż nasz nowy szef okazał się totalnym bucem i idiotą, będącym w posiadaniu dwóch lewych rąk do zarządzania lokalem. Na dodatek nie miał za grosz szacunku ani do pracowników, ani do klientów. Poza tym okazał się być oszustem i "rąbał" każdego na czym tylko się dało. A teraz wypunktuję kilka najbardziej piekielnych kwiatków, z jego udziałem:

1. Dobra polska wódka została zastąpiona wódką a'la "Z czerwoną kartką" z domieszką wody z kranu. Tłumaczenie: 40% jest za mocna. Przecież i tak nikt tego nie wyczuje. (Taa... Polak nie wyczuje.)

2. Zapraszanie swoich kolegów na darmowe chlanie i żądanie "usługiwania" sobie, poklepywanie po tyłkach i inne tego typu prostackie zagrywki w stronę damskiej części personelu.

3. Porcje dań zmniejszyły się o 1/3. Ceny oczywiście zostały bez zmian. (No tak, stali klienci to debile, którzy nie zauważą, że zamiast 10 pierogów dostali 7).

4. Do "obróbki" trafiały głównie produkty z przecen. Potrzebny twaróg do ruskich? Proszę bardzo. Dostaliśmy taki, gdzie termin ważności upłynął przedwczoraj, przy czym zrobione z niego pierogi serwowane musiały być jeszcze przez tydzień.

5. Mięso na schabowego szlag trafił? To nic! Umyjcie, zamarynujcie i zrobimy z niego jakiś gulasz czy coś. Kto pozna, że nieświeże?

6. Najgorzej było, gdy coś zaczynało się nadpsuwać, np. gdy chleb spleśniał lub jakaś kromka czy cokolwiek innego upadło na podłogę, a szef to, na nieszczęście wszystkich, zauważył - nic z podłogi nie lądowało w koszu, a na talerzu, pomimo naszych protestów.

7. Napiwki. Jakie napiwki?

Itd, itp... Długo by wymieniać.
Na nic zdały się rozmowy z szefową, prośby, bunty, ukrywanie i wyrzucanie zepsutych produktów. Jak wiedzieliśmy, że coś jest gówniane, to mówiliśmy klientom wprost, że nie polecamy. Skończyły się ceregiele i kombinowanie. W końcu główny kucharz psychicznie nie wytrzymał i się zwolnił. Ja odeszłam krótko po nim. Po odejściu i przedyskutowaniu sprawy z kucharzem postanowiliśmy wykonać anonimowy telefon do sanepidu. Może i mocno piekielne z naszej strony, ale gdyby ktoś przez tego debila trafił do szpitala z ostrym zatruciem pokarmowym, to chyba byśmy sobie nie darowali. Lokal wkrótce później zamknięto.

Tylko szefowej szkoda, bo kobieta życie poświęciła na zbudowanie tego miejsca. Chociaż z drugiej strony myślę, że upadek lokalu to poniekąd również jej "zasługa" - w końcu to ona wypuściła spod skrzydeł taką rozpuszczoną i nie szanującą ludzi kreaturę.

gastronomia

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 706 (806)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…