Londyn.
Historia z cyklu: jak zepsuć sobie Sylwestra przez własną głupotę i jeszcze mieć o to pretensje do całego świata.
Dzisiaj o 7(!) rano (że też nie wyłączyłam na noc telefonu!) zadzwoniła do mnie moja niezbyt rozgarnięta [K]oleżanka z pracy. Znamy się dość dobrze choć nie powiem, bym pałała do niej jakąś szczególną sympatią.
K. zadzwoniła z płaczem, prosząc żebym przyszła za nią do pracy i to na galop, już, natychmiast, bo szef ją zabije jak się spóźni, a ja mam do pracy bliżej, więc to żaden problem przecież. A w ogóle to jestem jej ostatnią deską ratunku i nie mogę jej odmówić.
Hola, hola. Ano odmówić mogę, gdyż dzień mam już od dawna zaplanowany i normalnie pewnie nie byłby to wielki problem, gdyby nie to, że dziś Sylwester. Poza tym umowa była jasna i prosta: Ona miała mieć wolne w Wigilię, a ja dzisiaj. Tyle w tej kwestii.
Jednak zanim odmówiłam spytałam koleżanki cóż takiego się stało, że nie może przyjść do pracy. Może faktycznie jakaś tragedia, a wtedy na pewno nikt nie robiłby jej wyrzutów o spóźnienie. Otóż mieszkanie K. zostało mocno splądrowane podczas jej pobytu u rodziny mieszkającej na drugim końcu Wysp. Wróciła dzisiaj wczesnym rankiem i zastała mieszkanie uboższe o większość świątecznych prezentów i kilka cennych przedmiotów.
Z jednej strony żal mi dziewczyny, ale z drugiej trudno się dziwić zaistniałej sytuacji, gdy:
- mamy na fejbuku ponad 1000 znajomych.
- w wigilię wszyscy znajomi (i nieznajomi!) dowiadują się co dostaliśmy pod choinkę. Nieważne, czy to para skarpetek, czy też 50 calowa plazma.
- W dzień wyjazdu do rodziny ustawiamy status w stylu: "Nareszcie pakowanko, jupiii! Tydzień u mamusi w Szkocji, jeee!"
- oczywiście nasz profil jest w 100% publiczny, a jak!
A potem dziwmy się, że ktoś perfidnie wykorzystał naszą nadmierną chęć do dzielenia się prywatnością.
Cóż więcej mogę dodać. Na głupotę i brak rozsądku rady nie ma, a i licho nie śpi, jak to mówią. Rzecz jasna K. obrażona na amen, wszak śmiałam pomocy odmówić. Mało tego, już nawet ze "znajomych" zdążyła mnie usunąć.
Historia z cyklu: jak zepsuć sobie Sylwestra przez własną głupotę i jeszcze mieć o to pretensje do całego świata.
Dzisiaj o 7(!) rano (że też nie wyłączyłam na noc telefonu!) zadzwoniła do mnie moja niezbyt rozgarnięta [K]oleżanka z pracy. Znamy się dość dobrze choć nie powiem, bym pałała do niej jakąś szczególną sympatią.
K. zadzwoniła z płaczem, prosząc żebym przyszła za nią do pracy i to na galop, już, natychmiast, bo szef ją zabije jak się spóźni, a ja mam do pracy bliżej, więc to żaden problem przecież. A w ogóle to jestem jej ostatnią deską ratunku i nie mogę jej odmówić.
Hola, hola. Ano odmówić mogę, gdyż dzień mam już od dawna zaplanowany i normalnie pewnie nie byłby to wielki problem, gdyby nie to, że dziś Sylwester. Poza tym umowa była jasna i prosta: Ona miała mieć wolne w Wigilię, a ja dzisiaj. Tyle w tej kwestii.
Jednak zanim odmówiłam spytałam koleżanki cóż takiego się stało, że nie może przyjść do pracy. Może faktycznie jakaś tragedia, a wtedy na pewno nikt nie robiłby jej wyrzutów o spóźnienie. Otóż mieszkanie K. zostało mocno splądrowane podczas jej pobytu u rodziny mieszkającej na drugim końcu Wysp. Wróciła dzisiaj wczesnym rankiem i zastała mieszkanie uboższe o większość świątecznych prezentów i kilka cennych przedmiotów.
Z jednej strony żal mi dziewczyny, ale z drugiej trudno się dziwić zaistniałej sytuacji, gdy:
- mamy na fejbuku ponad 1000 znajomych.
- w wigilię wszyscy znajomi (i nieznajomi!) dowiadują się co dostaliśmy pod choinkę. Nieważne, czy to para skarpetek, czy też 50 calowa plazma.
- W dzień wyjazdu do rodziny ustawiamy status w stylu: "Nareszcie pakowanko, jupiii! Tydzień u mamusi w Szkocji, jeee!"
- oczywiście nasz profil jest w 100% publiczny, a jak!
A potem dziwmy się, że ktoś perfidnie wykorzystał naszą nadmierną chęć do dzielenia się prywatnością.
Cóż więcej mogę dodać. Na głupotę i brak rozsądku rady nie ma, a i licho nie śpi, jak to mówią. Rzecz jasna K. obrażona na amen, wszak śmiałam pomocy odmówić. Mało tego, już nawet ze "znajomych" zdążyła mnie usunąć.
Zagranica
Ocena:
535
(667)
Komentarze