Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#64035

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kurs na prawko - opowieści część druga.

W mojej piekielnej szkole jazdy był jeden charakterystyczny instruktor - nazwijmy go Panem Jędrzejem (PJ). PJ miał koło czterdziestu lat, okulary wielkie i grube jak denka od słoika i dziwny układ włosów - na środku wyłysiały, dookoła głowy długie koloru zielono-blond (nie wiedziałam, że można sobie zrobić taki kolor - ponoć jak nie wyjdzie farba ziołowa to może zostawiać zielony odblask). PJ był spokojny, starał się żartować i nie mam zielonego (hehe) pojęcia jakim cudem zdobył uprawnienia instruktorskie.

Pewnego dnia trafiłam na niego na jazdach - wsiedliśmy do opla, toczymy się przez miasto, a on opowiada o swojej miłości:

[PJ]: Wiesz, bo ja wyrwałem sobie laskę właśnie tu na kursie. Młodziutka, w twoim wieku jest. Po prostu jechaliśmy, a w końcu kazałem jej zjechać na pobocze i zaczęliśmy wiesz, no, całować się, a potem...

W tym momencie mocno przycisnęłam dłonie do kierownicy i przestałam słuchać. Po jazdach zadzwoniłam do szkoły, że bardzo proszę żeby mnie z PJ więcej nie umawiać na lekcje.

Wracam za dwa tygodnie. Kto? PJ ze swoim rozlatującym się oplem. Wzdycham. Wsiadam. Mamy jechać na plac manewrowy żeby poćwiczyć robienie łuku. Okej.
Środek ostrej zimy, jezdnie oblodzone, auto ledwo zipie. Tuż przed wjazdem na plac nagle wielkie BUM. Samochód staje i gaśnie. Spanikowana odpalam. Raz - bez skutku. Drugi raz. Trzeci. Dziesiąty. Nic. Panika w oczach - auto umarło. Pytam instruktora co robić.

[PJ]: Pani spróbuje jeszcze raz odpalić.
[J]: Przecież cały czas próbuję i nic.
[PJ]: A bo to auto tak ma, za setnym razem odpali, mówię pani.

Nie odpaliło. Za nami L-ki, blokujemy wjazd, nie wiem co robić. W końcu delikatnie sugeruję, że może by auto popchać, choćby trochę żeby nie stało w bramie.

[PJ]: Świetny pomysł, to pani popcha, a ja posiedzę w aucie, bo zimno.

Patrzę na niego jak na wariata. Ja, metr sześćdziesiąt w kapeluszu, w trampeczkach (przebierałam obuwie na jazdy), w środku zimy mam pchać sama auto z moim instruktorem na siedzeniu pasażera, bo zimno?

[J]: Pan chyba żartuje.
[PJ]: Nie, ja mam bardzo wrażliwe dłonie, naprawdę nie mogę.
[J]: To może pobiegnę po pomoc?
[PJ]: Pani sobie poradzi.

Po 10 minutach ślizgania się na lodzie w trampkach poszłam na pobliską stację benzynową, krótko kreśląc kierownikowi sytuację. Przyszło dwóch facetów i razem z nimi (instruktor dalej w aucie) pchaliśmy auto. Wyjazd był z górki, więc w pewnym momencie wsiadłam na miejsce kierowcy, a mili panowie ze stacji zepchnęli nasz średniowieczny wehikuł, który w końcu odpalił.

[PJ]: Uf, już się bałem. To teraz pani na ulicę Piekielną pojedzie, będziemy parkować równolegle.
[J, zdenerwowana do granic możliwości]: Nie umiem parkować równolegle, poza tym jestem przekonana, że jak ten samochód zgaśnie to już nie odpali.
[PJ]: Co pani mówi, oczywiście, że odpali.
[J]: To Pan mi pokaże jak parkować i jak nic nie zgaśnie to ja to powtórzę.
[PJ]: No dobrze.

Cóż się stało? Dojechaliśmy na Piekielną, zamieniliśmy się miejscami, a PJ w samym środku manewru zgasło auto. Tak. Rozkraczyło się skosem do ulicy. I nie zapaliło. Trzasnęłam drzwiami i wyszłam, serdecznie dziękując za twórcze 95 minut jazd, rezygnując z reszty zajęć.
Za takich instruktorów to ja dziękuję.

prawo_jazdy kurs_jazdy

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 500 (586)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…