Tym razem przygoda, która przytrafiła się mojej Lubej.
(L)uba wracała pewnego dnia z pracy idąc spacerkiem. Z racji wykonywanego zawodu obowiązuje ją tzw. dress code, czyli marynarka, biała koszula, spodnie w kant itp. aczkolwiek z tytułem jakim została wkrótce obdarzona niewiele ma wspólnego. Mijając jakiś minimarket przypomniała sobie że w lodówce wiatr wieje, więc postanowiła kupić coś pod kolację. Pod marketem uderza do niej pewnen dość zaniedbany (J)egomość w te słowa:
(J): Pani Mecenas, przepraszam Pani Mecenas...
(L): Przykro mi ale nie dam panu pieniędzy.
(J): Ale Pani Mecenas, ja nie na piwo chcę tylko głodny jestem. Pani Mecenas na zakupy idzie, to i mnie by Pani coś do jedzenia kupiła.
(L): No dobra, chodź Pan ze mną niech sobie Pan coś weźmie do jedzenia i spotkamy się przy kasie.
Faktycznie po kilku minutach spotkali się przy stoisku kasowym.
Zawartość koszyka (L): Kilka kajzerek, dwa pomidorki, trochę wędliny (ok. 20 zł/kg) i trochę sera żółtego. (J) natomiast ku swojej radości na rękach przyniósł: Ser Valbon, Serek Philadelphia i dwa opakowania szynki szwarcwaldzkiej.
(L) oczywiście odmówiła zakupienia produktów. (J) obrażony zostawił wszystko na ladzie i wyszedł.
A kilka dni później stojąc pod tym samym marketem w towarzystwie mu podobym rzucił wskazując w stronę (L):
- A to jest ta k**wa co mi nawet bułki nie chciała kupić!
I tak to (L) z Mecenasa na ulicznicę "awansowała".
(L)uba wracała pewnego dnia z pracy idąc spacerkiem. Z racji wykonywanego zawodu obowiązuje ją tzw. dress code, czyli marynarka, biała koszula, spodnie w kant itp. aczkolwiek z tytułem jakim została wkrótce obdarzona niewiele ma wspólnego. Mijając jakiś minimarket przypomniała sobie że w lodówce wiatr wieje, więc postanowiła kupić coś pod kolację. Pod marketem uderza do niej pewnen dość zaniedbany (J)egomość w te słowa:
(J): Pani Mecenas, przepraszam Pani Mecenas...
(L): Przykro mi ale nie dam panu pieniędzy.
(J): Ale Pani Mecenas, ja nie na piwo chcę tylko głodny jestem. Pani Mecenas na zakupy idzie, to i mnie by Pani coś do jedzenia kupiła.
(L): No dobra, chodź Pan ze mną niech sobie Pan coś weźmie do jedzenia i spotkamy się przy kasie.
Faktycznie po kilku minutach spotkali się przy stoisku kasowym.
Zawartość koszyka (L): Kilka kajzerek, dwa pomidorki, trochę wędliny (ok. 20 zł/kg) i trochę sera żółtego. (J) natomiast ku swojej radości na rękach przyniósł: Ser Valbon, Serek Philadelphia i dwa opakowania szynki szwarcwaldzkiej.
(L) oczywiście odmówiła zakupienia produktów. (J) obrażony zostawił wszystko na ladzie i wyszedł.
A kilka dni później stojąc pod tym samym marketem w towarzystwie mu podobym rzucił wskazując w stronę (L):
- A to jest ta k**wa co mi nawet bułki nie chciała kupić!
I tak to (L) z Mecenasa na ulicznicę "awansowała".
Ocena:
447
(509)
Komentarze