Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#64997

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od jakichś dwóch miesięcy szukam pracy. Pomimo studiów dziennych, mam w tym semestrze niewiele zajęć, dlatego pełna spokoju zaczęłam przeglądać oferty. CV rozesłane w kilkadziesiąt miejsc, telefonów z propozycją rozmowy kwalifikacyjnej było kilka.

Telefon 1:
- W takim razie prosimy o stawienie się tego i tego dnia o godzinie 12:00 na rozmowę.
- Wie Pani, mam właśnie o tej godzinie egzamin na uczelni. Czy mógłby to być jakikolwiek inny dzień lub inna godzina?
- Niestety nie, przykro mi.

Może i to nic dziwnego, że to ja się muszę dostosować. Tyle że w wymaganiach oferty był status studenta, a telefon przypadł w sam środek sesji egzaminacyjnej.


Telefon 2:
Wszystko ładnie i pięknie. Praca na cały etat. Mówię o moim braku dyspozycyjności w jeden dzień w tygodnia, który mogę nadrobić w weekend. Pani po drugiej stronie słuchawki mówi, że to żaden problem, weekendy jak najbardziej wchodzą w grę. Przyszłam na rozmowę tylko po to, by dowiedzieć się, że - owszem - jest to problem, a firma w weekend nie działa, do tego każdy pracuje w systemie 8-16, bez nadgodzin lub elastycznego grafiku. Oczywiście, oni również wymagali statusu studenta, ani słowa o konieczności trybu zaocznego.


Telefon 3:
- Pani jest dyspozycyjna od poniedziałku do piątku?
- Nie, jeden dzień w tygodniu muszę być na uczelni. Ale, o ile mi wiadomo, Państwo szukali osoby na pół etatu? Wtedy byłoby to do pogodzenia.
- Nie, nie! My szukamy na cały etat.

Sprawdziłam ogłoszenie. "Pół etatu" stało jak wół, po poprzedniej rozmowie nawet przestałam aplikować na pełne etaty.


Telefony 4 i 5 okazały się ładnie ubranymi w słowa w ogłoszeniu oszustwami dotyczącymi inwestycji emerytalnych, czy wciskaniu elektryczności. Co prawda, moja kandydatura przeszła bez żadnych problemów, ale odmówiłam wciskania ludziom takiego oszustwa, i to jeszcze na własną odpowiedzialność.


Telefon 6 był z dość przyjemnej firmy. Mój wymiar czasu studiów omówiony już podczas rozmowy telefonicznej i podobno nie stanowił problemu, na rozmowie podobnie. Miało być to pół etatu oraz czasami dłużej, w ramach zastępstwa lub przy nawale pracy. Rekruter był na tyle miły, że zadzwonił z odmową. Dowiedziałam się, że wszystko poszło mi dobrze, tylko znaleźli kandydatów, którzy byli bardziej dyspozycyjni ode mnie i to mnie wykluczyło.


Już nie wspominając o tym, jak drastycznie podskoczyła liczba telefonów z "super jedynymi ofertami" lub "zaproszeniami na pokaz garnków", odkąd zaczęłam wysyłać CV numerem telefonu do jednostek oferujących zatrudnienie. Wiele z nich pewnie wystawia ogłoszenia tylko po to, by aktualizować bazę numerów do wciskania takich rzeczy.


Każda z firm, gdzie wysyłałam swoje CV, wpisywała w wymagania lub atuty "status studenta". Nie, nie studenta zaocznego, nie było też ani słowa o dyspozycyjności w każdy dzień tygodnia. W większości też pojawiło się nęcące "elastyczny grafik".
Szkoda tylko, że większość pracodawców widzi w studencie tylko ulgi podatkowe, a nikt nie zwraca uwagi na to, że nie bez powodu te ulgi są - bo zatrudnianie studenta wiąże się z pewnymi ustępstwami w jego kierunku. W ten piękny sposób osoby po studiach tracą możliwość zatrudnienia, a studenci swój czas na aplikowanie na oferty, które w rzeczywistości nadają się głównie dla tych, co edukację już zakończyli.

pracodawcy

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 314 (414)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…