Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#65001

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielny lub po prostu może nowobogacki klient.

Prowadzimy firmę projektowania wnętrz w Londynie. Jest to mały rodzinny biznes, mama projektuje, ja zajmuję się stroną multimedialną. Na samym początku bardzo ważne było to, by znaleźć klientów wśród znajomych, rodziny, znajomych znajomych. Pomóc im (często po kosztach), zrobić kilka zdjęć i powolutku budować swoje portfolio.

Znalazł się pewnego razu właśnie taki znajomy mojego znajomego, nazwijmy go Max. W zasadzie przyjaciel długoletniego znajomego. Anglik, na dodatek jak to podkreślał "urodzony pod Londynem" i w tym przypadku było to porównywalne z "urodzony pod Warszawą" - 40 kilometrów w jedną, czy drugą różnicy nie robi. Szczycił się tym jednak w co drugim zdaniu.

Pomoc była mu potrzebna w dobieraniu dodatków, kolorów, takich prostych rzeczy - zawsze to coś. Podeszłyśmy do tego bardzo entuzjastycznie, szczególnie, że miałyśmy zapewnienia mojego znajomego, że Max jest w kropce z dwóch powodów- wydał za dużo kasy na remont domu i teraz budżet ma bardzo okrojony, a druga sprawa - pogubił się i nie ma pojęcia jak dalej ruszyć, potrzebuje pomocy i naprawdę bardzo chętnie skorzysta. Wiadomo, doświadczenie dopiero zdobywałyśmy, Max się przyjaźnił z moim znajomym, więc od razu uprzedziłyśmy, że o budżet nie za bardzo ma się co martwić, wszystko uzgodnimy na pierwszym spotkaniu, omówimy i postaramy się pomóc.

Jako, że wszystko uzgadniane było między mną i moim znajomym, spotkanie było w gronie czteroosobowym - Max, wspólny znajomy, ja i mama. Minęło ono w porządku, miła rozmowa, dużo pytań, odpowiedzi i pomysłów. Max jednak nie za bardzo chciał rozmawiać o pieniądzach, bardzo unikał nawet tematu "ile może wydać na meble". Pomimo to był niezwykle miły, uśmiechnięty. Po spotkaniu uzgodnienia były następujące: ma być jasno, praktycznie biało, nowocześnie, łazienka ciemna w stylu spa. W suficie w całym domu miał oświetlenie punktowe, więc zostało wybranie dekoracyjnych żyrandoli, ale wszystko ma być bardzo nowoczesne, minimalistyczne i "czyste". Nie trzeba być projektantem wnętrz, by taki obraz od razu mieć przed oczami, prawda?
Mamy przygotować rozwiązania i przedstawić mu na następnym spotkaniu. Wszystko w bardzo miłej, uśmiechniętej atmosferze.

Następnego ranka po spotkaniu moja mama dostaje maila. Dziwnego. Max bardzo oficjalnym tonem pisze o tym, że "nie rozumie kim jest córka i dlaczego była na spotkaniu" oraz o tym, że "chciałby zrozumieć na czym by polegała współpraca między nim i projektantką, bo nigdy nie miał projektanta i nie bardzo rozumie jak to wygląda". Ach, czyli trafiłyśmy na osobę, która "język w gębie" ma dopiero przed ekranem komputera, trudno, każdy jest inny. I w tym momencie powinna skończyć się historia oraz współpraca, jednak po kilku wiadomościach wymienionych z moim znajomym dowiedziałam się, że Max był bardzo zadowolony po spotkaniu i może źle się wyraził w mailu? Fakt.

Na następne spotkanie przygotowałyśmy w 100% to, co Max chciał. Wszystko nowoczesne, jasne, przejrzyste. Pokazujemy mu nasze rezultaty, jednak widać, że nie do końca mu to pasuje... Co się okazało? "Nowoczesne i jasne" wg Maxa to lata 80? Polska meblościanka, kolor ceglany i... POROŻE (nie, nie takie plastikowe, a prawdziwe, z jelenia) na ścianie. Dekoracyjne oświetlenie nad stołem jak ustaliliśmy na pierwszym spotkaniu? Nie! On musi mieć bardzo dużo światła, kiedy będzie pakował prezenty! Plastikowe krzesła jakimi się zachwycał i sam podsunął pomysł? "Ale jak będę siedział długo to przecież to będzie niewygodne, to co, mam poduszkę na to kłaść?". A i tak w ogóle, to on ma meble, o których wcześniej nie wspomniał. Takie trzydziestoletnie, w tym fotel w kwiaty, więc fajnie by było jakby w zasadzie cała reszta do tego pasowała. "Możecie mi jeszcze raz coś przygotować na następne spotkanie? Ale chcę też zdjęcia tego co teraz macie, to może jednak się przekonam."

To, że nam opadły szczęki to mało. To, że wyszłyśmy z dosłowną niechęcią do tej osoby - też. Bo pierwsze spotkanie przeszło klarownie, on sam mówił co mu się podoba i milion razy użył słowa "nowoczesne", drugi milion użył słowa "jasne", a trzeci milion razy powiedział o tym, że jedynie łazienka ma mieć wyraźny kolor...
Trochę głupio nam było odmówić i zgodziłyśmy się na to, by przygotować kolejne pomysły... Nawet nie wiecie jaka to była ulga, kiedy dostałyśmy kolejny bardzo oschły mail o tym, że on nie widzi współpracy z nami!

Wspomniałam, że nawet nie usłyszałyśmy "dziękuję"? Za to mój znajomy przeprosił nas chyba sto razy oraz powiedział, że od tej strony to Maxa nie znał. Jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Dzięki tej przygodzie wiemy, że kwestia pieniędzy MUSI być omawiana od razu oraz że musimy zabezpieczyć się w kwestii "co Ci się podoba", żeby uniknąć ludzi, którzy mówiąc "nowoczesny i jasny" mają na myśli ściany w ceglanym kolorze, skórzane kanapy, meblościankę z drewnopodobną okleiną, fotele w kwiaty i poroże na ścianie.

Ach, od znajomego wiemy, że Max z chęcią skorzystał z wielu podrzuconych przez nas pomysłów. Niech mu służą.

Bardziej niż nowoczesne wnętrza

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 288 (390)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…