Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#65046

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z pamiętnika pielęgniarki w laboratorium.

Urządzenia elektroniczne mają to do siebie, że niestety czasami się psują. Wiemy o tym, prawda? Po ostatnich dwóch dniach mam nieco inne wrażenie.

W środę rano zepsuła mi się kasa fiskalna. Telefon do serwisu, możliwości naprawy "na odległość" wyczerpane, trzeba oddać do punktu. W tej sytuacji nie mam prawa przyjmować pacjentów na badania odpłatnie, po prostu nie mogę. I nie ma możliwości przysłania paragonu razem z wynikiem, uregulowania należności "z dołu" itd. Nie są to moje wymysły, tylko przepisy.
Rozumiem, że komuś taka awaria mogła pokrzyżować plany, ale bądźmy dla siebie ludźmi. Przez 2 dni nasłuchałam się... Dużo. Poniżej kilka perełek.

Perełka 1.
Wchodzi pan w średnim wieku, po usłyszeniu uprzejmej informacji, że niestety nic nie załatwi, zaczyna mówić podniesionym, agresywnym tonem:
- To dlaczego nie ma o tym żadnej informacji? Do czego to podobne? Ja się tyle w kolejce naczekałem i teraz mi pani mówi, że stałem tu na próżno? (Przed nim była jedna lub dwie osoby, nie więcej).
Prowadzę pana przed drzwi pokoju, które przy wchodzeniu musiał otworzyć (w sensie, że nie wchodził zaraz po kimś, przez otwarte), więc na pewno widział ich "zewnętrzną" stronę, pokazuję dużą, wyraźnie wypisaną kartkę.
Reakcja: "Tak? Jest kartka? Nie zauważyłem".
Po czym wyszedł, ani do widzenia, ani przepraszam, ani pocałuj mnie gdzieś.

Perełka 2.
Pani 50+, ze skierowaniem od lekarza, ale chciała również kilka badań dokupić. Informuję, że z takich a takich przyczyn nie ma możliwości. Ponownie słyszę roszczeniowy ton.
- Ale ja POTRZEBUJĘ je mieć na jutro!
Tłumaczę, że nie mogę nic zrobić, że takie przepisy, jeśli to takie pilne, to tuż obok, w sąsiednim budynku jest szpital i tam wszystko załatwi.
- Ale ja chcę tutaj zrobić badania, a nie pani mi każe gdzieś biegać.
- Nie każę, tylko proponuję. Ja z przyczyn losowych pomóc nie mogę, ale 20m dalej będzie pani bez problemu przyjęta.
- Ale ja nie wiem, gdzie w tym szpitalu jest laboratorium, nie będę biegać i szukać.

Jałowa dyskusja, dużo wielkich słów w rodzaju "bałagan, dezorganizacja" (które moim skromnym zdaniem nijak się mają do sytuacji, ale może się mylę), wyczekujące patrzenie na mnie wzrokiem bazyliszka, jakbym miałam powiedzieć abrakadabra i kasa sama się naprawi.
W każdym razie końcówka rozmowy brzmiała tak:
- Nic nie poradzę, takie rzeczy czasami się psują, pani się nigdy nic w domu nie zepsuło?
- Tak, ale dlaczego zepsuło się jak JA przyszłam?
Trzaśnięcie drzwiami.

Zepsuło się jak pani przyszła zapewne dlatego, że jestem niedobra i zepsuła specjalnie, żeby jej zrobić na złość. Nie wiedziałam, czy się śmiać, czy płakać.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 296 (398)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…