Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#65250

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historie szpitalne przypomniały mi jak to naszym znajomym, jakieś pół roku temu, rodził się potomek. Przyszły szczęśliwy tatuś zadzwonił do mojego faceta, pytając czy nie dałby rady podrzucić im jakiś sok i kilka innych drobiazgów, o które prosiła rodząca. Mojemu nawet do głowy nie przyszło pytać czy nie ma kogoś bardziej pod ręką, skoro jego prosi to pewnie nie ma i pomóc trzeba. Wsiadł w samochód, skoczył do sklepu i pojechał do szpitala do sąsiedniego miasta.

Kiedy dotarł w okolice sali, mało szlag go nie trafił. Cóż go tak poruszyło? Ano, pod porodówką kisiła się cała wesoła włoska rodzinka, przyszli dziadkowie, ciotki, wujkowie, kuzynki, mężowie kuzynek i oczywiście banda wrzeszczących i szalejących dzieciaków w różnym wieku. Zupełnie nie mógł pojąć jakim cudem w tej całej ferajnie nie znalazła się ani jedna osoba gotowa skoczyć do sklepu i przy okazji dzieci na jakiś spacer czy lody zabrać.

Choć język go świerzbił, a na usta cisnął się niejeden cierpki komentarz, ze względu na przyszłych rodziców, postanowił jednak buzię trzymać na kłódkę. W postanowieniu wytrwał do momentu, w którym jedna z przyszłych ciotek zażyczyła sobie żeby jej skoczył po kebaba bo ona głodna.

Wyraził swoją opinię na temat tego całego cyrku, znając go, w sposób spokojny acz złośliwy i wywołał niezłą burzę. Każdy rościł sobie większe prawa do tkwienia pod porodówką od innych i jednocześnie każdy był wielce oburzony pomysłem, że mógłby do tego sklepu się udać bo przecież "Zaraz się może zacząć i jeszcze przegapię!".
Tak swoją drogą, nie bardzo rozumiem co niby całe to towarzystwo bało się przegapić. Wrzaski rodzącej dobiegające zza ściany? Pierwsze pięć minut życia dziecka, które trzeba najpierw umyć, zważyć i zbadać? Że o prawie do odpoczynku i prywatności świeżo upieczonych rodziców i nowego członka rodziny nawet nie wspomnę bo to chyba nie wchodziło w grę...

Personel najwyraźniej od dawna miał wesołej rodzinki serdecznie dość, bo podeszła pielęgniarka i zasugerowała, że na narodziny powinni poczekać pod szpitalem albo najlepiej we własnych domach. I się zaczęło... Ktoś darł się na nią, że nie ma prawa go wyrzucać bo szpital to miejsce publiczne, ktoś inny na mojego faceta bo to "wszystko jego wina", jeszcze ktoś na dzieci bo były niegrzeczne. Jedna ciotka się popłakała do spółki z przyszłą babcią, mniejsze dzieci też zaczęły wyć do kompletu, cyrk na kółkach pełną gębą...
Ostatecznie, pod salą zostali tylko dziadkowie, reszta wyleciała na zbity pysk.

Ja rozumiem radość z nowego członka rodziny i nawet potrzebę czy chęć jakiegoś uczestniczenia w jego przyjściu na świat, ale po cholerę urządzać taki sabat? Po kiego grzyba wlec ze sobą całą rodzinę w tym dzieci, które na sto procent będą się nudzić i marudzić? I przede wszystkim, po co kiblować pod salą skoro jest się tak bezużytecznym, że jak czegoś potrzeba to dzwoni się po znajomych?

porodówka po włosku

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 573 (619)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…