Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#65325

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pisklęciem będąc jakoś nigdy nie przepadałam za potrawami mięsnymi. Odrzucało mnie na widok, ścięgien, kostek, zaróżowionej skórki upieczonego kurczaka. Byłam dzieciakiem wrażliwym i takim co każdego rannego gołąbka do domu przyniesie, bezpańskie koty po komórkach upycha i oddaje im swoje kanapki, wychodząc rano do szkoły. Nie znane mi było pojęcie weganina, wegetarianina i innych tego typu osób. Ale jeść mięsa nie chciałam z przekonania, że np kurczaczek też był zwierzątkiem i mamusię i tatusia posiadał. Moja mama miała ze mną gehennę, bo wszelkiego typu powiedzenia "zostaw ziemniaki i zjedz kotleta" skutku nie odnosiły. Ja wolałam siedzieć z marchewką.

Inaczej jednak sytuacja się miała gdy pojechało się w "gości". Wiadomo, co na talerzu położą trzeba zjeść, żeby gospodyni przykro nie było. I tak też mając lat może 10, pojechałam na weekend do koleżanki do domu na wieś. Gospodarstwo pełną gębą, kury, kaczki, krówki się pasą. Koty i psy biegające po podwórku. Dla mnie raj. Mama koleżanki widząc moje wielkie oczy i ucieszoną mordkę zaprowadziła mnie do królików. Wielkie, piękne i puszyste, siedzą sobie w klatkach leniwie przeżuwając koniczynę.

Mama koleżanki - I co Solll? Który podoba Ci się najbardziej? Którego wybierzesz będziesz mogła zabrać do domu.

Niewiele się zastanawiając pokazałam największego, najbardziej puszystego i według mojego mniemania najfajniejszego królika. Zastanawiałam się co mama na to powie, ale już w duchu planowałam zakup klatki, zrywanie mu trawy i zrobienie wybiegu z mojego pokoju.

Następny dzień minął na zabawie z wesołym zwierzyńcem i nim się zorientowałam nadeszła pora obiadu. Grzebię sobie w talerzu, mieszając dziwny gulasz, który został mi podany z ziemniakami. No cóż grzeczną trzeba być bo inaczej mnie nie zaproszą. Próbuję, ale oczywiście ledwo przez gardło przechodzą mi kolejne kęsy.

Obserwująca mnie Mama koleżanki - Co się dzieje Solll? Obiad ci nie smakuje? Przecież wczoraj sama sobie królika do uboju wybrałaś, a teraz jeść go nie chcesz?

Nie muszę chyba mówić co było dalej? Płacz i trauma to mało powiedziane. Wiem, że może ktoś powie, że to normalne, że zwierzęta się je, że na wsi tak to wygląda. Mama mojej koleżanki doskonale wiedziała jakie mam podejście do całego tego "zwierzęcego" tematu. Każdy może decydować o tym jakie ma przekonania. Ja od tamtej pory "pokłóciłam" się z mięsem. Do tej pory słyszę, że przez to jestem mała i niewyrośnięta :) Jak się okazało parę lat później szanowna Pani kucharka zachowała się tak specjalnie, aby mi wyrzucić z głowy całe te "głupie uprzedzenie do mięsa" i udowodnić, że nawet ukochany króliczek jak nie będę wiedziała co to, zacznie mi smakować. Cóż, NIE smakował.

Ps. "będziesz go mogła zabrać do domu" polegało na wpakowaniu resztek gulaszu do pojemnika i przekazaniu mi go na pożegnanie, abym mogła poczęstować rodzinę w domu.

wieś

Skomentuj (61) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 381 (649)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…