Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#66079

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Po prawie dwóch miesiącach w pracy, nauczyłam się obsługi "trudniejszych" maszyn. To daje mi nowy materiał do opisywania sytuacji mniej lub bardziej piekielnych w mojej drukarni, która podobno jest punktem xero. Owszem, niektóre sytuacje stają się piekielne przez złą politykę firmy, ale obrywam za to osobiście, dlatego śmiem wrzucić je do jednego worka.

Sytuacja I:
Ten typ klientów zdarza się co jakiś czas i jest wyjątkowo ciężkim orzechem do zgryzienia.
Pani miała do wykonania kilka plakatów "na już". Mocno się spieszyła, dlatego poinformowałam z góry, że czas realizacji to około 20 minut - ustawienie grafik w programie, wydrukowanie, a później docięcie zwykle tyle zajmuje. Pani nie wyglądała na zadowoloną, ale się zgodziła. Spojrzałam na godzinę: 18:25.
O 18:36 usłyszałam od kolegi, że klientka bardzo się denerwuje i spieszy, bo myślała, że pójdzie sprawniej. Byłam w trakcie drukowania ostatniego plakatu, więc poprosiłam, by uspokoił kobietę i powiedział, że jeszcze kilka minut i będą gotowe. Włączyłam tryb szybki i udało mi się dotrzeć z plakatami do stanowiska o 18:42. Okazało się jednak, że wróciłam na darmo - kobieta już wyszła i nie wróciła po plakaty przez cały dzień. Towar wart kilkadziesiąt złotych poszedł do kosza.

Sytuacja Ia:
Oczywiście, sytuacje "skoczę tylko zapalić i wracam za pięć minut" i później zniknięcie na długi czas, są nagminne, już przywykliśmy. Rekordzistką była Pani, która wczesnym rankiem zostawiła u nas kilka stron dość drogiej książki do skserowania i obiecała czekać w punkcie i nigdzie nie wychodzić. Zlecenie wykonane, Pani nie ma. Jak to bywa - zlecenie poczekało kilka godzin, a później książka została umieszczona na półce dla książek porzuconych.
Klientka wpadła do nas pod wieczór, zapytała o zamówienie, podając wyimaginowany jego numer. Gdy wyszło, że książka nie leży na właściwej półce, rozpoczęła krzyk, że zgubiliśmy jej książkę i będziemy płacić tyle-a-tyle za nową. Krzyki ustały, gdy książka się znalazła.

Sytuacja II:
Właśnie zajmowałam się czymś tam, gdy poczułam na ramieniu rękę kierowniczki zmiany. Zapytała mnie, jakim cudem zapisałam do wykonania trzy kopie książki A i dwie kopie książki B, skoro klientka wyraźnie powiedziała, by było odwrotnie.
Cóż, mylić się rzeczą ludzką, więc już miałam przepraszać, ale coś mi się nie zgadzało. Nie kojarzyłam ani tej książki, ani klientki. A do tego pismo na karteczce, która informowała o zleceniu, było nijak niepodobne do mojego.
Klientka jednak uparła się, że to ja wypisywałam jej zlecenie. Kierowniczka uwierzyła mi dopiero, gdy pokazałam jej próbkę mojego pisma z innych książek. Klientka jednak nadal upierała się, że to ja byłam sprawczynią złej realizacji zamówienia. Pomyłka wyszła dopiero wtedy, gdy zapytałyśmy ją o datę pozostawienia książki - tego dnia nie było mnie w pracy.

Sytuacja III:
Polityka firmy mówi, że wydruk do dwóch zwykłych stron A4 w czerni i bieli możemy wykonać za darmo. Nie ma tego w regulaminach i oficjalnych cennikach, ale obecni kierownicy ustalili tak wewnątrz firmy. Większość klientów traktuje to jako miły akcent i są wdzięczni, że nie muszą szukać drobnych, niestety powoduje to czasami pewne rozbestwienie wśród tych, którzy poznali ten zwyczaj.
Przyszedł do nas młody klient, najwidoczniej student. Poprosił o wydrukowanie dwóch plików w czerni i bieli. Dodał tylko "Aa, i to będzie na najgrubszym, błyszczącym papierze fotograficznym. Bo drukujecie do dwóch stron za darmo, no nie?".
No właśnie niekoniecznie...

Sytuacja IV:
Tym razem akurat nie klient był piekielny.
Tak wyszło, że przyszedł do nas klient, odebrać plakat przedstawiający samochód. Plakat ogromny, nie wykonujemy takich od ręki i ciężko, by się zgubił.
Przeszukałam półkę z plakatami - nic.
Przeszukałam zaplecze - ani śladu.
Przeszukałam cały punkt - nawet kawałka plakatu z samochodem.
Kierowniczka powtórzyła każdą z tych czynności i przyznała mi rację, że wcale nie zdebilałam do reszty, tylko plakat zniknął. A był - widziała go jeszcze dzisiaj rano na półce z plakatami. Ale kto stamtąd go ruszał i w jakim celu?

Wyszło to po kilkudziesięciu minutach poszukiwań. Firma zatrudniła nowego pracownika. Młodego chłopaka, świeżo po maturze. Chłopiec całkiem miły i pojętny. Gdy powiedziałyśmy mu o zgubie, ten wzruszył ramionami i powiedział, że dał go swojemu kumplowi, który akurat myślał o zakupie podobnego plakatu u nas "a ten miał datę z wczoraj, więc pewnie nikt po niego nie przyjdzie".
Chłopak dostał sporą karę, a ja solidny opieprz od klienta. I wcale mu się w tej chwili nie dziwiłam.

xero

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 421 (461)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…