Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#66114

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Parę lat temu, w czasie fali upałów znajomej zaginął kot. O upałach piszę nieprzypadkowo, bo zwierzak zgubił się w ten sposób, że wymknął się z mieszkania na klatkę schodową w bloku. Nie trzeba być geniuszem, by wpaść na pomysł sprawdzenia piwnicy z myślą, że kanapowemu pieszczochowi upał szybko zbrzydł i że poszukał schronienia w chłodnych murach.

Przekonana, że ta prosta sprawa została sprawdzona trochę się zmartwiłam, gdy kot do wieczora się nie znalazł. Za znajomą nie przepadałam, ale sierściucha szkoda.

Przez kilka kolejnych dni media społecznościowe przepełniły się dosłownie relacjami na żywo z poszukiwań kota. Na wydarzenie "szukamy kota" zostali pozapraszani ludzie z wszystkich zakątków świata. Co kilkanaście minut na FB pojawiały się histeryczne wpisy o tym, jak to dziewczyna nie spocznie, oka nie zmruży, beton będzie gołymi rencami drapać, byle tylko ukochanego wychuchanego pimpusia znaleźć. Napisała o nim nawet wiersz. Niech ta informacja się przyjmie. Tak, wiersz. Zrobiła kilkanaście wersji ogłoszeń, każde z innym zdjęciem. Zdjęciem obrabianym w fotoszopie, żeby lepiej oddać rozpacz właścicielki po utracie skarbeczka, słoneczka, pimpusia, małego bohatera i tym podobne. Tak, dobrze czytacie.

Z członkami rodziny, z którymi mieszkała wymieniała się wiadomościami na temat kota oraz rzewnymi wspominkami praktycznie cały czas. Publicznie oczywiście. Bo jak się ma kogoś za ścianą i ten ktoś wraca ze spaceru, to łatwiej spytać na tablicy FB i zalinkować pytanego, niż wymienić te kilka zdań osobiście. Jak ona tego kota szukała - nie wiem. Chyba z tabletem pod pachą i mobilnym internetem.

Wirtualne poszukiwania trwały tydzień. Z relacji wynikało, że każda płyta chodnikowa w mieście została podniesiona, zmielona na pył w zębach wdowy, zroszona łzami i krwią oraz spowita gustownym kirem na wypadek, gdyby taż właśnie płyta była przeoczonym miejscem wiecznego spoczynku kiciusia-pimpusia.

Po tygodniu sąsiad zapukał do drzwi z wycieńczonym kotem pod pachą. Znalazł go przypadkiem. W piwnicy.

A znajomą wkrótce potem usunęłam z kręgu znajomych (całkowicie, nie tylko na FB) aby nie być świadkiem jej kolejnych fotorelacji z wycieczki do toalety oraz nie brać udziału w publicznym ustalaniu, co będzie na kolację.

podobno to się kwalifikuje do leczenia

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 368 (476)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…