Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#66266

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielni ginekolodzy, czyli jak zniechęcić kobiety (zwłaszcza młode) do profilaktyki.

W moim rodzinnym, niemal 100-tysięcznym mieście, jest sporo przychodni ginekologicznych, dlatego też jeszcze przed moją pierwszą w życiu wizytą w takim miejscu wydawało mi się, że znalezienie fachowego lekarza nie będzie problemem. Nie? No to jedziemy!

Lekarka 1:
Miałam 18 lat i bardzo nieregularne cykle. Zapisywałam je sobie od ok. 1,5 roku i trwały 21-68 dni, nigdy żadna wartość się nie powtórzyła. To właśnie był główny problem, z jakim się zgłosiłam, bo przecież w tym wieku aż takich problemów już nie powinnam mieć. A zatem - moja pierwsza w życiu wizyta u ginekologa.

Lekarka prosi o ten magiczny kalendarzyk, po czym woła położną i zaczynają obie się śmiać, jak to nie potrafię sobie wypełniać i jaki absurd wynika z tych zapisków. Tłumaczę, że właśnie z tym przychodzę, ale kobieta najzwyczajniej... nie wierzy. Uważa, że kalendarzyki wypełniłam pod drzwiami, żeby nie wyjść na głupią. Poproszona o poważne podejście zapisuje mi jakieś zastrzyki na wywołanie krwawienia, których nie wykupuję, bo jakoś nie wierzę w jej profesjonalizm.

Lekarz 2:
U niego nie byłam - zniechęciły mnie doświadczenia przyjaciółki. W wieku 17 lat poszła do niego po tabletki antykoncepcyjne, i chodziła do niego ponad 2 lata. NIGDY jej nie zbadał- nie wykonał ani badań krwi, ani nawet badania na fotelu. Po prostu zapisywał jej tabletki.
Nie muszę dodawać, że jego klientelę stanowiły głównie młode dziewczyny, które wcale nie chciały być badane i bardzo odpowiadał im taki tryb "konsultacji"?

Lekarka 3:
Także zrezygnowałam z wizyty u niej, ostrzeżona przez dziewczynę przyjaciela. Podobnie jak ja, także i ona miała problem z nieregularnymi cyklami, tylko udała się z tym do innej lekarki. Kiedy okazało się, że dziewczyna w wieku 19 lat nie jest dziewicą a co gorsza, nie ma męża, została po prostu wyproszona z gabinetu.
Kiedy zbulwersowana i trochę niedowierzająca zapytałam o tę lekarkę moją mamę, odpowiedziała mi ze śmiechem, że ta kobieta (wówczas już niemal 70-letnia) traktuje w ten sposób kolejne pokolenie dziewcząt. Ponoć jest cudowna i troskliwa dla mężatek w ciąży, ale z zasady nie przepisuje leków antykoncepcyjnych, opowiada o max 30-procentowej skuteczności prezerwatyw i straszy, że nieurodzenie dziecka przed 25 rokiem życia zwiększa wielokrotnie ryzyko różnych rodzajów raka.

Lekarka 4:
Nie chciałam chodzić do tej samej lekarki, co moja mama i babcia, ale zachęcona ich opiniami w końcu się wybrałam. Trzeba przyznać, że do problemu podeszła poważnie, a jednak nie byłoby jej w tym spisie, gdyby wszystko poszło ok.
Otóż lekarka ta miała obrzydliwy zwyczaj plotkowania o pacjentkach. Kiedy tylko wchodziłam ja, natychmiast opowiadała mi, z czym przyszły poprzednie kobiety, szeroko komentując ich choroby, głupotę itp. Prośby pt. "może przejdziemy do badania" zwyczajnie nie skutkowały. Wielu kobietom to nie przeszkadzało, ale jednak ja nie zamierzałam ani słuchać o przypadłościach innych pacjentek, ani mieć świadomości, że gdy tylko zamknę drzwi, kolejna osoba dowiaduje się o moich własnych.

Lekarz 5:
Sam lekarz świetny, piekielna była natomiast przychodnia. Po raz pierwszy udałam się do niego w ramach NFZ i po prostu mnie zmroziło kiedy okazało się, że tzw. "łącznik" (miejsce, gdzie kobieta przygotowuje się do badania), jest stale dostępny z obu stron. Kiedy pielęgniarka kończy papierkologię z pacjentką, wpuszcza ją do łącznika. Dziewczyna zaczyna się rozbierać, a w tym momencie z drzwi od strony lekarza wchodzi pacjentka po badaniu, zastając koleżankę z opuszczonymi majtkami albo na bidecie. Ot taka oszczędność czasu. Położna nie rozumie, w czym problem, "przecie każda ma to samo".
Do lekarza 5 chodzę ostatecznie prywatnie, bo jest pierwszym, który faktycznie fachowo podszedł do mnie jako pacjentki.

I jeszcze smaczek:
Lekarz 6:
Moja mama chodziła do niego przez wiele lat, zanim trafiła do Lekarki 4. Skarżyła się na pewne przypadłości, ale za każdym razem robił badanie i stwierdzał, że "taka jej uroda", "nie ma się czym przejmować", "w USG wszystko elegancko". Mama przestała mu jakoś wierzyć i poszła na konsultację do Lekarki 4. Wystarczająco wcześnie, żeby przeżyć, ale macicy i jajników nie dało się już uratować.

Chcę w tym miejscu zaznaczyć, że mam OGROMNY szacunek do wszystkich osób wykonujących zawody medyczne. Tym bardziej jest to przykre, że grupka tzw. "lekarzy" psuje reputację wszystkim tym, dla których naprawdę liczy się dobro pacjenta.

ginekolodzy

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 379 (471)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…