Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

ZemstaHoneckera

Zamieszcza historie od: 3 maja 2011 - 13:43
Ostatnio: 16 maja 2015 - 10:32
  • Historii na głównej: 11 z 16
  • Punktów za historie: 6559
  • Komentarzy: 60
  • Punktów za komentarze: 459
 

#66266

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielni ginekolodzy, czyli jak zniechęcić kobiety (zwłaszcza młode) do profilaktyki.

W moim rodzinnym, niemal 100-tysięcznym mieście, jest sporo przychodni ginekologicznych, dlatego też jeszcze przed moją pierwszą w życiu wizytą w takim miejscu wydawało mi się, że znalezienie fachowego lekarza nie będzie problemem. Nie? No to jedziemy!

Lekarka 1:
Miałam 18 lat i bardzo nieregularne cykle. Zapisywałam je sobie od ok. 1,5 roku i trwały 21-68 dni, nigdy żadna wartość się nie powtórzyła. To właśnie był główny problem, z jakim się zgłosiłam, bo przecież w tym wieku aż takich problemów już nie powinnam mieć. A zatem - moja pierwsza w życiu wizyta u ginekologa.

Lekarka prosi o ten magiczny kalendarzyk, po czym woła położną i zaczynają obie się śmiać, jak to nie potrafię sobie wypełniać i jaki absurd wynika z tych zapisków. Tłumaczę, że właśnie z tym przychodzę, ale kobieta najzwyczajniej... nie wierzy. Uważa, że kalendarzyki wypełniłam pod drzwiami, żeby nie wyjść na głupią. Poproszona o poważne podejście zapisuje mi jakieś zastrzyki na wywołanie krwawienia, których nie wykupuję, bo jakoś nie wierzę w jej profesjonalizm.

Lekarz 2:
U niego nie byłam - zniechęciły mnie doświadczenia przyjaciółki. W wieku 17 lat poszła do niego po tabletki antykoncepcyjne, i chodziła do niego ponad 2 lata. NIGDY jej nie zbadał- nie wykonał ani badań krwi, ani nawet badania na fotelu. Po prostu zapisywał jej tabletki.
Nie muszę dodawać, że jego klientelę stanowiły głównie młode dziewczyny, które wcale nie chciały być badane i bardzo odpowiadał im taki tryb "konsultacji"?

Lekarka 3:
Także zrezygnowałam z wizyty u niej, ostrzeżona przez dziewczynę przyjaciela. Podobnie jak ja, także i ona miała problem z nieregularnymi cyklami, tylko udała się z tym do innej lekarki. Kiedy okazało się, że dziewczyna w wieku 19 lat nie jest dziewicą a co gorsza, nie ma męża, została po prostu wyproszona z gabinetu.
Kiedy zbulwersowana i trochę niedowierzająca zapytałam o tę lekarkę moją mamę, odpowiedziała mi ze śmiechem, że ta kobieta (wówczas już niemal 70-letnia) traktuje w ten sposób kolejne pokolenie dziewcząt. Ponoć jest cudowna i troskliwa dla mężatek w ciąży, ale z zasady nie przepisuje leków antykoncepcyjnych, opowiada o max 30-procentowej skuteczności prezerwatyw i straszy, że nieurodzenie dziecka przed 25 rokiem życia zwiększa wielokrotnie ryzyko różnych rodzajów raka.

Lekarka 4:
Nie chciałam chodzić do tej samej lekarki, co moja mama i babcia, ale zachęcona ich opiniami w końcu się wybrałam. Trzeba przyznać, że do problemu podeszła poważnie, a jednak nie byłoby jej w tym spisie, gdyby wszystko poszło ok.
Otóż lekarka ta miała obrzydliwy zwyczaj plotkowania o pacjentkach. Kiedy tylko wchodziłam ja, natychmiast opowiadała mi, z czym przyszły poprzednie kobiety, szeroko komentując ich choroby, głupotę itp. Prośby pt. "może przejdziemy do badania" zwyczajnie nie skutkowały. Wielu kobietom to nie przeszkadzało, ale jednak ja nie zamierzałam ani słuchać o przypadłościach innych pacjentek, ani mieć świadomości, że gdy tylko zamknę drzwi, kolejna osoba dowiaduje się o moich własnych.

Lekarz 5:
Sam lekarz świetny, piekielna była natomiast przychodnia. Po raz pierwszy udałam się do niego w ramach NFZ i po prostu mnie zmroziło kiedy okazało się, że tzw. "łącznik" (miejsce, gdzie kobieta przygotowuje się do badania), jest stale dostępny z obu stron. Kiedy pielęgniarka kończy papierkologię z pacjentką, wpuszcza ją do łącznika. Dziewczyna zaczyna się rozbierać, a w tym momencie z drzwi od strony lekarza wchodzi pacjentka po badaniu, zastając koleżankę z opuszczonymi majtkami albo na bidecie. Ot taka oszczędność czasu. Położna nie rozumie, w czym problem, "przecie każda ma to samo".
Do lekarza 5 chodzę ostatecznie prywatnie, bo jest pierwszym, który faktycznie fachowo podszedł do mnie jako pacjentki.

I jeszcze smaczek:
Lekarz 6:
Moja mama chodziła do niego przez wiele lat, zanim trafiła do Lekarki 4. Skarżyła się na pewne przypadłości, ale za każdym razem robił badanie i stwierdzał, że "taka jej uroda", "nie ma się czym przejmować", "w USG wszystko elegancko". Mama przestała mu jakoś wierzyć i poszła na konsultację do Lekarki 4. Wystarczająco wcześnie, żeby przeżyć, ale macicy i jajników nie dało się już uratować.

Chcę w tym miejscu zaznaczyć, że mam OGROMNY szacunek do wszystkich osób wykonujących zawody medyczne. Tym bardziej jest to przykre, że grupka tzw. "lekarzy" psuje reputację wszystkim tym, dla których naprawdę liczy się dobro pacjenta.

ginekolodzy

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 379 (471)

#66109

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Uwaga na oszustów!

Wczoraj miałam okazję obserwować nową (przynajmniej dla mnie) próbę wyłudzenia pieniędzy.

Na drodze E75 między Kobiórem a Tychami, elegancki mężczyzna stojący przy równie eleganckim samochodzie, macha rozpaczliwie na kierowców. Gdy się zatrzymujemy, łamaną angielszczyzną tłumaczy, że jest biznesmenem z Niemiec, załatwia bardzo ważne sprawy, jest w podróży służbowej wynajętym samochodem i właśnie skończyła mu się benzyna, a nie ma przy sobie pieniędzy. Wciska w ręce rzekomą wizytówkę swojej niemieckiej firmy oraz "złotą" bransoletę jako zastaw, prosząc o pieniądze, które oczywiście zwróci zaraz już natychmiast. Nie otrzymawszy ich, odchodzi nawet bez "całuj psa w d..."

Ten konkretny pan był postawnym mężczyzną o ciemnej karnacji, ale być może jest ich więcej. Wątpię, żeby ktoś dał się nabrać na taki cienki bajer, ale podaję ku przestrodze ;)

E75 wyłudzanie pieniędzy

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 396 (456)

#66035

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zachęcona pojawiającymi się coraz częściej historiami rodzinnymi, postanowiłam zamieścić własną, z moją babcią jako główną bohaterką.

Było to w lutym przed moją maturą, miałam 19 lat i mnóstwo pomysłów na życie. Nie pokrywały się one bynajmniej z planami babci. Jako, że byłam wówczas z chłopakiem już od 1,5 roku, to babcia wymarzyła sobie, że zaraz po tej nikomu niepotrzebnej maturze weźmiemy ślub, potem urodzę kilkoro dzieci, żebym przytyła, bo wyglądam jakby mnie głodzili (BMI wskazywało lekką, ale jednak, nadwagę, czego babcia nie dopuszczała do siebie, sama będąc otyłą - czyli zdrową). Pomimo moich licznych prób dotarcia do babci z informacją, że mam inne plany, ona nadal gadała o sukienkach ślubnych i salach weselnych. Żałowała tylko, że mój chłopak poszedł jak głupi na studia, zamiast znaleźć "porzondnom robote"- najlepiej na kopalni.

Wracamy do lutego przed maturą. Po szkole umówiłam się z rodzicami w sklepie. Przyjechali i patrzyli na mnie dziwnie, no ale nic. Dopiero po zakupach zapytali, czy chcę im coś powiedzieć. Przeleciałam listę grzechów, ale nic nie znalazłam. Wtedy zasugerowali, że o "takich rzeczach" powinni się dowiadywać ode mnie, nie od babci.
Co się okazało? Babcia powiedziała całej rodzinie i połowie wsi, że nie przystępuję do matury, bo jestem w ciąży. Dziadek o mało nie przypłacił tej rewelacji życiem, bo ma słabe serce. Rodzina, sąsiedzi, znajomi - wszyscy obserwowali mój jak na złość nierosnący brzuch (do tej pory część wsi jest przekonana, że usunęłam ciążę).

Zapytana o te rewelacje babcia najpierw udała głupią- przecież to JA jej to powiedziałam. Dopiero przyciśnięta poczyniła wyznanie:
- Bo mi się przyśniła moja matka i powiedziała, że Zemsta jest w ciąży, a matka mnie NIGDY nie okłamała!

Szkoda, że matka nigdy też nie zdradziła babci, kto był jej ojcem ;)

rodzina

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 582 (666)
zarchiwizowany

#60612

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Chyba bym w to nie uwierzyła, gdybym nie słyszała na własne uszy, więc się specjalnie nie zdziwię, jeśli i Wy nie uwierzycie ;)
Siedzę na fotelu dentystycznym, moja pani stomatolog już kończy robotę i powoli kieruje myśli na kolejnego pacjenta, gdy wchodzi pielęgniarka i pyta, czy w trybie pilnym nie udałoby się wcisnąć jeszcze 6-letniej dziewczynki, bo zgodnie z relacją matki coś niepokojącego dzieje się z mleczakiem. Pani stomatolog się zgadza, każe sadzać na drugim fotelu, a że fotele oddziela tylko ścianka z płyty gipsowej, to chociaż nic nie widzę, wszystko doskonale słyszę.
Podczas gdy moja plomba się wytrawia, dentystka podchodzi do drugiego fotela na rekonesans:
-No to co się dzieje z tym ząbkiem? Boli?
Na co matka:
-Nie, tylko się rusza i przy myciu zębów krew leci.
Zwątpiłam, absolutnie i ostatecznie zwątpiłam w stosowność nazwy homo SAPIENS.

stomatolog

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 25 (271)

#60259

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O wizycie biskupa w gimnazjum :)

Nie wiem, z jakiej okazji nas ten zaszczyt kopnął, ale nasze gimnazjum wizytował niegdyś biskup :) Wszyscy uczniowie postawieni na baczność przez rozhisteryzowanych nauczycieli, bo to taka osobistość! Ale pomimo iż wszystko przećwiczone, bez pewnych wpadek obejść się nie mogło. Oto dwie, których biskup zapewne szybko nie zapomniał:

Wpadka 1:
Przyjaciółka była w tym czasie przewodniczącą szkoły. Miała powitać biskupa w imieniu uczniów. Była tym faktem mocno zestresowana a jeden z nauczycieli (swoją drogą najlepszy historyk, jakiego zdarzyło mi się spotkać, uwielbiany przez uczniów, a i jajcarz do tego) postanowił ją trochę podrażnić. Przyjaciółka wiedziała, że biskup wyciągnie do niej dłoń z pierścieniem i pytała, czy ma go pocałować w rękę, w pierścień czy może w ogóle w powietrze? Dowcipny nauczyciel poradził jej:
-Coś ty, przecież kobieta nie musi całować! Jak ci poda rękę, to ją odwróć, uściśnij i potrząśnij!
Myślał, że przyjaciółka pozna się na dowcipie, ale ona, jak się domyślacie, wzięła to całkiem serio i zrobiła, jak nauczyciel radził. Mina biskupa nie do zapomnienia ;)
Ale to jeszcze nic, bo pół godziny później przydarzyła się...

Wpadka 2:
Biskup, nieco zdezorientowany, udał się za znerwicowanymi nauczycielkami na parter, do pokoju dyrekcji. Nikt nie zauważył, że za ekipą podążył cichcem szkolny dowcipniś. Pod samym gabinetem dyrektorskim pociągnął biskupa za szatę (tak to się mówi?), a gdy ten się odwrócił, zasalutował mu, krzycząc donośnie:
-Przyjaciele Batmana są naszymi przyjaciółmi!

I wytłumaczcie mi tylko, po co biskupa do gimnazjum zapraszać? :)

wizyta biskupa w gimnazjum

Skomentuj (117) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 531 (963)
zarchiwizowany

#59980

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kolejna historia rodzinna. Z górą 50 lat temu pewna ciotka z wujkiem usilnie starali się o potomka. Przez wiele lat nic z tego nie wychodziło, aż w końcu ciotka zaszła w upragnioną ciążę. Oczywiście USG jeszcze się nawet lekarzom nie śniło, więc poza tym, że ciąża przebiega normalnie, nikt nie mógł nic bliżej powiedzieć- choćby o wymiarach potomka. A że ciotka duża a wujek jeszcze większy, to i dziecko okazało się nad podziw okazałe. Rodzinna legenda upasła nowonarodzonego E. do 8 kg- w takie cuda to już nie wierzę, ale wszyscy zgodnie twierdzą, że chłopiec był dwukrotnie większy od standardowych maluszków z porodówki.
Pewnie część z Was miała okazję widzieć nowonarodzone dziecko- delikatnie mówiąc, nie przypomina ono różowiutkch bobasków ze zdjęć- jest zmęczone, opuchnięte, często posiniaczone. A że ciotka rodziła siłami natury, E. wymęczył się okrutnie i nawet w relacji własnej, uwielbiającej go matki, był wyjątkowo brzydkim noworodkiem- obrzmiały, bardzo czerwony, do tego bez ani jednego włoska- mały koszmarek.
W owym czasie tatusiowie oczywiście nie uczestniczyli w porodzie, a dzieci matkom nie zostawiano na cały dzień, dlatego też wujek nazajutrz po narodzinach wymarzonego syna odwiedził najpierw nieludzko zmęczoną żonę, potem zaś udał się do tej części oddziału, gdzie zza szybki można było podziwiać swoje dziecko, unoszone przez położną do poziomu wzroku rodzica. Dumny tatuś poszedł zatem obejrzeć syna- swoją prośbę przedstawił położnej. Dziewczyna chciała miło zagadać, więc zażartowała i spytała, wskazując ręką na salę pełną dzieci:
-No to które się panu podoba, które przynieść?
Wujek pobieżnie zerknął na dzieciaczki, starając się rozpoznać potomka, po czym wypalił:
-Wszystko jedno, byle nie to wielkie i czerwone!

porodówka historie rodzinne

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 337 (455)

#59310

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia Abhiprithi o porach (http://piekielni.pl/59157#comments) przypomniała mi zdarzenie, które przeszło do historii mojej rodziny.

Otóż mój pradziadek był człowiekiem piekielnie inteligentnym, a do tego porywczym i obdarzonym poczuciem humoru. Ponad wszystko uwielbiał swoją wnuczkę a moją mamę - pradziadek i prababcia, dziadek i babcia oraz mama mieszkali w jednym domu. Ich sąsiad hodował pszczoły, ale kiepsko mu to szło - każda próba odymiania kończyła się atakiem szału u owadów, które żądliły bez opamiętania. A że nieszczęsne zwierzątka nie uznawały płotów, to kiedyś zdarzyło się, że dotkliwie pożądliły moją mam ę- wówczas kilkuletnią, uczuloną, nawiasem mówiąc, więc w domu ponoć był armagedon.
Pradziadek wparował do sąsiada z wszystkimi urwami świata, na co ten zareagował stawiając na swoim ogródku tabliczkę z napisem "UWAGA PSZCZOŁY!"- uznał, że to rozwiązuje sprawę i mała dziewczynka powinna najpierw czytać, a potem mieć pretensje.

Na reakcję pradziadka nie trzeba było długo czekać - jeszcze tego samego dnia kupił jakiś silny pestycyd (nie wiem, co było w tym zakresie dostępne początkiem lat 70-tych), spryskał nim wszystkie kwiaty na swoim ogródku (to na nich właśnie najchętniej "żerowały" pszczoły sąsiada), a dla wiadomości owadów postawił tabliczkę... "UWAGA, TRUCIZNA!"

Chyba nie doczytały, bo jeszcze za mojej pamięci pradziadek i sąsiad nienawidzili się bardziej niż Cześnik z Rejentem.

sąsiedztwo na wsi

Skomentuj (45) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 973 (1099)
zarchiwizowany

#58573

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tramwaj we Wrocławiu. Na jednym z przystanków wsiada dwóch żuli i jedna żulica. Przejechali kilka przystanków i zbierają się do wysiadania, ale dama się zagapiła, więc żul pierwszy ponagla ją:
-No wstawaj, stara k***o!
Oburzona kobieta zwraca się do drugiego żula:
-I ty pozwolisz mu tak do mnie mówić?!
Na co drugi zastanawia się chwilę i odpowiada kobiecie w tonie filozoficznym:
-No co- stara jesteś... I k***ą też jesteś...

tramwaj Wrocław

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 350 (472)

#58059

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przygotowywałam akurat ważny materiał audiowizualny na zlecenie, a moje słuchawki padły. Tak się złożyło, że akurat mój brat kupił nowiuteńkie, potwornie drogie słuchawki, z pozłacanym jackiem i super-hiper częstotliwościami i chętnie mi ich użyczył.

Niestety, jack od słuchawek stopił się w wejściu w moim laptopie - nie wiem do dziś, czy to było jakieś zwarcie czy coś innego, w każdym razie wydłubałam go pensetą, a słuchawki leżały smętnie okaleczone. Głupia sprawa, zwłaszcza że to nie moje, a młody bardzo dba o swój sprzęt. Ale od czegóż są usługi elektryczno-elektroniczne?

Udałam się do najpopularniejszego w mieście salonu, gdzie zajmowali się naprawami sprzętu. Podchodzę do pana, tłumaczę o co chodzi. Ten oczywiście że nie ma problemu, wymienią jacka, nie będzie nawet znać. Upewniam się, że też będzie pozłacany - oczywiście, solidna firma, zajmiemy się tym, proszę przyjść pojutrze.

Przychodzę, pan z uśmiechem informuje, że wszystko naprawione i wręcza mi słuchawki. Aż mi się nogi ugięły... Co się okazało? Geniusze-spece-majstry-fachmany obcięli po prostu kabel w miejscu jego rozdzielania się na słuchawki i mikrofon i całość przylutowali, dość z resztą nieumiejętnie, do jednego jacka, bynajmniej nie złotego.
Najpierw się zapowietrzyłam, potem przez zaciśnięte zęby zapytałam, co to ma znaczyć, gdzie jest kabel od mikrofonu?! Majster najpierw autentycznie zdębiał.
- A to tak nie może być? Niedobrze?
No niedobrze! Jakim prawem obcięli coś, co było sprawne?!
Tutaj już spec zmienił taktykę:
- A jak mi pani udowodni, że te słuchawki miały dwa kable?
No nie wiem - może tak, że mikrofon nadal jest do nich doczepiony?

naprawa RTV/AGD Jaworzno centrum

Skomentuj (54) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 856 (916)

#57836

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Oddział kardiologiczny w pewnym szpitalu na Śląsku. Na sali leżę ja oraz dwie babcie. A że jedna chrapie jak smok, to budzę się w nocy średnio co kwadrans. Podczas jednej z takich pobudek zauważyłam, że towarzyszce niedoli spadł z ręki holter ciśnieniowy (taki rękaw do mierzenia ciśnienia połączony z wiszącym na szyi urządzeniem, które przez całą dobę rejestruje to, co ciśnieniomierz zmierzy). Myślę sobie - babinka będzie musiała powtórzyć badanie, trzeba jej to założyć. Ale jak coś zrobię źle, nie w tym miejscu zapnę, albo za luźno czy coś? No to dzwonię po pielęgniarkę. I czekam. 5 minut. 10. 20...

Po pół godziny przeszłam się do dyżurki, gdzie spała jedyna przebywająca na nocnej zmianie pielęgniarka. Budzę ją i tłumaczę, co się stało, ona oczywiście biegiem do sali. Grzecznie pytam, dlaczego u niej nic nie dzwoniło i nie świeciło - czy mój przycisk jest zepsuty? Ale przecież użyłam w międzyczasie wszystkich trzech przycisków w sali. A pielęgniarka z rozbrajającym uśmiechem:
- Ale my mamy remont i to jest tylko tymczasowa dyżurka a dzwonki są podpięte w tej remontowanej, tak że my tu nie widzimy jak pacjenci dzwonią.

Tak tak, powtórzę: oddział KARDIOLOGICZNY. Dla wyjaśnienia: ani ja ani żaden z pozostałych pacjentów na ośmiu czy dziesięciu salach nie był podpięty do kardiomonitora (takie cuda tylko na OIOM-ie). Czyli gdyby ktoś naprawdę miał zawał (wielce niespodziewany na kardiologii), mdlał itp., pielęgniarki znalazłyby go dopiero rano, już sztywnego.

szpital na Śląsku

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 689 (739)