Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#67192

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O kobiecie zaradnej.
Siedzę w biurze, świeżo po ósmej, czyli ledwo otworzyłam. Wchodzi ona. Na pierwszy rzut oka się nie wyróżnia, ale wiem też że to nie stała klientka bo jej nawet nie kojarzę.

Podchodzi do biurka i pyta czy ulotkarze dzisiaj dostają u nas wypłaty. (Tu należy nadmienić że biuro zajmuje się wypłatą wynagrodzenia ulotkarzy. Mają swojego koordynatora ale to biuro ich rejestruje i im płaci.)
Na moją zdziwioną minę szybko dodaje, że roznosi ulotki dla biura X. Biuro X od pół roku nie należy do naszego rewiru. Nawet gdybym chciała kobiecie pomóc, to nie mogę. Najzwyczajniej na świecie ni widziałabym jej na liście płac.

Zawiedziona mruczy coś pod nosem i wychodzi. Po chwili wraca, z psem, który ujada jak szalony.
I zaczyna się przeprawa. Dlaczego ja nie mogę jej wypłacić, przecież to ta sama firma itp.
Cierpliwie tłumaczę, że nie nasze biuro jej płaci, tylko biuro X, bo to dla nich roznosi ulotki. Nie mogę jej zapłacić pieniędzy z naszego budżetu.
Myśli kilka minut po czym wpada na genialny pomysł. Ona pojedzie do biura X po te pieniądze, ale że nie ma co z dzieckiem zrobić to nam je tu przyprowadzi około 11:00 na godzinę.

Zbaraniałam. Obca kobieta, chce zostawić dziecko pod opieką obcych ludzi. Przekazałam w kilku cierpkich słowach, że to nie przedszkole, nie zamierzam się opiekować dzieckiem kobiety której nie znam.
Bulwers, szok, niedowierzanie. Kobieta była maksymalnie zdziwiona że odmówiłam. Bo jak to tak, przecież ona u nas pracuje. Bluzgi jakie się posypały nie znajdowały się nawet wcześniej w moim słowniku.

Pewnie, normalka. Każdy pracownik przecież zostawia dzieci w biurze na czas pracy, to ja jestem podłym człowiekiem, który nie chce pomóc. Psa dorzuciłaby mi gratis?

Biuro kredytowe

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 434 (494)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…