Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#67352

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przy porządkach znalazłam główną bohaterkę historii (książkę) na półce i cała afera mi się przypomniała.

Miałam ok 11 lat i byłam molem książkowym pospolitym. Pewnego razu wypożyczyłam książkę zniszczoną. Widać było, że jest względnie nowa, ale połowa kartek fruwała osobno. Trudno, bywa, zwłaszcza przy książkach klejonych na grzbiecie. Po przeczytaniu odnoszę do biblioteki. Jeśli ktoś nie pamięta "starego systemu" wyglądało to tak, ze każda stojąca na półce książka miała zatkniętą za owijkę tekturową kartkę z tytułem, numerem katalogowym i listą osób, które książkę posiadały. Czytelnik otrzymywał książkę bez tej karty, do czasu zwrotu zostawała w jego kartotece.

Otóż przy oddaniu od pani bibliotekarki dowiedziałam się, ze zniszczyłam książkę i będę musiała ją odkupić. Kiedy tłumaczyłam, że już taką otrzymałam pokazała mi czyściutką, nowiutką kartę, z której wynikało, że jestem pierwszą osobą, która ją wypożyczyła. Nie wiem, czy karta została wypisana na nowo, czy zniszczył książkę ktoś bez wypożyczania, w każdym razie odkupujesz dzieciaku nową, albo dzwonimy do rodziców. Czasy były trochę inne niż dziś i konfrontacja stron: z jednej sztandarowe tłumaczenie dziecka "to nie ja", a z drugiej słowo pani z biblioteki poparte dokumentem w postaci karty książki gdzie figurowałam pod nr 1 raczej nie wypadałaby na moją korzyść.

Tak, dałam się zastraszyć, tak, odkupiłam. Dużo może nie kosztowała, ale dla dzieciaka, który kieszonkowego nie dostawał 15żł było sporym wydatkiem.
Z perspektywy czasu można powiedzieć, że książka była warta posiadania jej (zabrałam rozsypany egzemplarz i pozszywałam kartki), ale nie o to w historii chodzi.

biblioteka

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 199 (381)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…