Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#67640

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia autobusowa. Nie o babciach, nie o dresach, nie o gimbusach. O przewoźniku i jego podejściu do pasażerów.
Jak już wspomniałam kiedyś, dom moich rodziców znajduje się na wsi. Autobusy jeżdżą bardzo rzadko, a na wakacjach prawie wcale. Czekałam sobie na autobus na dworcu w mieście powiatowym przejeżdżający przez miejscowość moich rodziców. Dworzec jest w kształcie prostokąta a stanowiska (całe sześć) rozmieszczone są po jego bokach: po jednym przy każdym wierzchołku i po jednym w geometrycznym środku każdego z dłuższych boków. Mój autobus miał odjechać ze stanowiska szóstego, toteż grzecznie stałam. Przyszłam na dworzec o 14:03, autobus o 14:20. Trzeba zaznaczyć, że autobusów w ciągu tych dwudziestu minut odjeżdża co najmniej dziesięć – są to typowo pracownicze autobusy, odwożące głównie ludzi do domów po ich zmianie w pobliskiej fabryce; ale też każdego, kto na dworcu sobie do niego wsiądzie. W praktyce wygląda to tak, że podjeżdża cała chmara autobusów, ustawiają się jeden za drugim i trzeba szukać tego właściwego. Mój miał nazwę miejscowości na literę „S”. Wiedziona doświadczeniem, od mniej więcej dziesięć po drugiej wypatrywałam swojego przeznaczenia. Ale nie, piętnaście po jeszcze nie podjechał, dwadzieścia po też go nie było, dwadzieścia pięć po ani widu ani słychu. O wpół do trzeciej stało się jasne, że go przegapiłam. Tylko jakim cudem, nie wiadomo.
Następny autobus pod dom moich rodziców o 15:40, ale w międzyczasie jeszcze jest taki o 15:10, który jedzie w tym samym kierunku, tyle tylko, że jedzie wzdłuż drogi krajowej, a do wioseczki nie zajeżdża. Cóż, jako że do drogi krajowej od moich rodziców jest ledwie jakiś kilometr z haczkiem, stwierdziłam, że pojadę nim, a później podejdę, bo aż tak długo nie chciało mi się czekać. Wkurzona na samą siebie za gapiostwo, poszłam się przejść po dworcu (jakieś 50? metrów długości). Rozglądając się po okolicy, zauważyłam jedną (!) smętnie wiszącą kartkę z informacją: „Informujemy, że autobusy ze stanowisk numer 5 i 6 odjeżdżają ze stanowisk numer 3 i 2”. Kartka zwykła, A4, zadrukowana, wisiała sobie pod rozkładem jazdy na stanowisku piątym. Jeśli kiedykolwiek podobna kartka wisiała też pod rozkładem jazdy na stanowisku szóstym, to albo została radośnie przez kogoś zerwana, albo zaklejona jakąś informacją o skupie żywca, czy czymś innym. Pięknie, prawda?
Ciekawostka numer jeden: Na kartce nie było żadnej daty, pieczątki, czy podpisu, więc równie dobrze mógł ją nakleić pierwszy lepszy dowcipny Józek.
Ciekawostka numer dwa: Autobus z 15:10 rozkładowo również odjeżdżał ze stanowiska szóstego. I w rzeczywistości też stamtąd odjechał.

komunikacja-nie-miejska

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 71 (123)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…