Krótka opowieść o piekielności polskiej służby zdrowia.
Od wczoraj mam okropny ból kręgosłupa w odcinku lędźwiowym. Dziś dzwonię do "swojej" przychodni i słyszę, że się lekarze wyczerpali o godzinie 9. Zdarza się. Mam dzwonić w poniedziałek, bo nie ma zapisów do przodu.
Człapię do przychodni bliżej nowego miejsca zamieszkania. Pytam o przepisanie się, jaki lekarz dziś przyjmuje, wypisuję podanie, oddaję pielęgniarce i pytam na którą godzinę dziś da radę mnie zapisać. Ona patrzy na mnie z uśmiechem wariata i mówi:
- Pani myśli, że pani jest dzisiaj chora i pani DZISIAJ zostanie przyjęta? (znowu ironiczny uśmiech) u nas się 2 tygodnie czeka na termin.
- Do lekarza pierwszego kontaktu?!
- No tak, my tu mamy swoich stałych pacjentów i są kolejki, się czeka, to normalne.
Nie, to nie jest normalne, chyba że moja choroba zacznie mi 2 tygodnie wcześniej posyłać mi SMS o treści: "za 2 tygodnie Cię odwiedzę, zapisz się do lekarza już dziś!"
Ostatecznie przyjęto mnie na SORze. Ale z taką sytuacją spotykam się po raz pierwszy. W moim rodzinnym mieście na Śląsku od zawsze było tak, że zachorowałam, to szłam, bo po to jest lekarz, żeby leczyć. Pomijam drobne przeziębienia, ale poważniejsze rzeczy trudno leczyć 2 tygodnie w domu samemu.
Od wczoraj mam okropny ból kręgosłupa w odcinku lędźwiowym. Dziś dzwonię do "swojej" przychodni i słyszę, że się lekarze wyczerpali o godzinie 9. Zdarza się. Mam dzwonić w poniedziałek, bo nie ma zapisów do przodu.
Człapię do przychodni bliżej nowego miejsca zamieszkania. Pytam o przepisanie się, jaki lekarz dziś przyjmuje, wypisuję podanie, oddaję pielęgniarce i pytam na którą godzinę dziś da radę mnie zapisać. Ona patrzy na mnie z uśmiechem wariata i mówi:
- Pani myśli, że pani jest dzisiaj chora i pani DZISIAJ zostanie przyjęta? (znowu ironiczny uśmiech) u nas się 2 tygodnie czeka na termin.
- Do lekarza pierwszego kontaktu?!
- No tak, my tu mamy swoich stałych pacjentów i są kolejki, się czeka, to normalne.
Nie, to nie jest normalne, chyba że moja choroba zacznie mi 2 tygodnie wcześniej posyłać mi SMS o treści: "za 2 tygodnie Cię odwiedzę, zapisz się do lekarza już dziś!"
Ostatecznie przyjęto mnie na SORze. Ale z taką sytuacją spotykam się po raz pierwszy. W moim rodzinnym mieście na Śląsku od zawsze było tak, że zachorowałam, to szłam, bo po to jest lekarz, żeby leczyć. Pomijam drobne przeziębienia, ale poważniejsze rzeczy trudno leczyć 2 tygodnie w domu samemu.
słuzba_zdrowia
Ocena:
231
(309)
Komentarze