zarchiwizowany
Skomentuj
(10)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Z pamiętnika laborantki.
Wchodzi starsza pani po odbiór wyników. Podaję jej plik kartek, przegląda je, przegląda, ale pewnie niedowidziała, bo pyta:
- pani, a NRF też tu jest?
- NRF? Nie ma takiego badania, nie istnieje.
Babka patrzy na mnie nierozumiejącym wzrokiem, więc proszę o podanie wyników, przeglądam, znajduję INR. (gęstość krwi, sprawdzana po zawałach itd).
- Czy ma pani na myśli gęstość krwi?
- Tak
- Jest, ale ono nazywa się INR, nie NRF - mówię spokojnie, uprzejmie, po czym dorzucam z uśmiechem - NRF to Niemcy kiedyś były.
Babka spojrzenie jakieś takie dziwne, bezbarwne, że nie szło odczytać emocji i jąka się:
- Ale pani jest... Bezczelna... Nieuprzejma... Po prostu... WSTRĘTNA.
I wyszła. Ja w ciężkim szoku, ale zaraz wchodził inny pacjent, trochę zapomniałam o sprawie. Później idę korytarzem i mijam babsztyla dosłownie nos w nos. A co mi tam, raz kozie śmierć. Zatrzymałam się i mówię naprawdę spokojnie i przyjaźnie, że z to miał być taki lekki żart, nic złego na myśli nie miałam. W odpowiedzi usłyszałam, że ona już wszystko wie i ze mną rozmawiać nie będzie. No cóż. To już nie jest mój problem.
Ale w takim razie już naprawdę nie wiadomo, jak się zachowywać. Siedzę w pracy z uśmiechem, któremu brakuje pół cm żeby sięgał od ucha do ucha - jestem nadąsana. Powiem coś z odrobiną humoru - też niedobrze
Wchodzi starsza pani po odbiór wyników. Podaję jej plik kartek, przegląda je, przegląda, ale pewnie niedowidziała, bo pyta:
- pani, a NRF też tu jest?
- NRF? Nie ma takiego badania, nie istnieje.
Babka patrzy na mnie nierozumiejącym wzrokiem, więc proszę o podanie wyników, przeglądam, znajduję INR. (gęstość krwi, sprawdzana po zawałach itd).
- Czy ma pani na myśli gęstość krwi?
- Tak
- Jest, ale ono nazywa się INR, nie NRF - mówię spokojnie, uprzejmie, po czym dorzucam z uśmiechem - NRF to Niemcy kiedyś były.
Babka spojrzenie jakieś takie dziwne, bezbarwne, że nie szło odczytać emocji i jąka się:
- Ale pani jest... Bezczelna... Nieuprzejma... Po prostu... WSTRĘTNA.
I wyszła. Ja w ciężkim szoku, ale zaraz wchodził inny pacjent, trochę zapomniałam o sprawie. Później idę korytarzem i mijam babsztyla dosłownie nos w nos. A co mi tam, raz kozie śmierć. Zatrzymałam się i mówię naprawdę spokojnie i przyjaźnie, że z to miał być taki lekki żart, nic złego na myśli nie miałam. W odpowiedzi usłyszałam, że ona już wszystko wie i ze mną rozmawiać nie będzie. No cóż. To już nie jest mój problem.
Ale w takim razie już naprawdę nie wiadomo, jak się zachowywać. Siedzę w pracy z uśmiechem, któremu brakuje pół cm żeby sięgał od ucha do ucha - jestem nadąsana. Powiem coś z odrobiną humoru - też niedobrze
słuzba_zdrowia
Ocena:
1
(63)
Komentarze