zarchiwizowany
Skomentuj
(5)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Witam wszystkich użytkowników niniejszego serwisu ponownie.
Jako, że jestem ponadwymiarową osobą (odsyłam do moich historii) dość często zdarzają mi się sytuacje o różnych stopniach nasycenia piekielnością.
Skrajnie piekielne to te, w których ktoś obrzuca mnie inwektywami na środku ulicy. Na szczęście ta historia będzie nieco mniej piekielna, ale mimo wszystko...
Rzecz się dzieje na urlopie, który spędzaliśmy z mężem półtora tygodnia temu w Wiśle. Uwielbiam góry, spacery, rześkie powietrze (które nie "zapiera" tak tchu w piersiach jak krakowskie).
Po jednym ze spacerów udaliśmy się do urokliwej kawiarenki skosztować jakiejś potężnej mrożonej kawy, bo upały były nieziemskie. Mąż usiadł w ogródku, ja natomiast poszłam rozeznać się jakie mają w ofercie kawy mrożone i złożyć zamówienie.
Nagle jakiś starszy mężczyzna złapał mnie za ramię i cały czas je trzymając nawija:
[P] - starszy pan
[J] - ja
[P]: Kobiety piękne są! Przepiękne! Rozkwitasz dziewczyno, jaśniejesz! Gratuluję serdecznie.
Mój wzrok pod tytułem "Ale o co chodzi?" nie ostudził zapałów tego mężczyzny, który nie puszczając mojego ramienia rzecze:
[P]: A który to już miesiąc? Kiedy rozwiązanie?
W tym momencie poczułam, że moja twarz nabiera bordowego koloru. Zauważyłam, że kilkoro ludzi przebywających w kawiarni przysłuchuje się tej "rozmowie", łącznie z ekspedientkami, które na czas monologu nie odbierały zamówienia ani ode mnie, ani od owego pana (akurat była nasza kolej).
Zrobiłam w głowie błyskawiczny bilans zysków i strat ciągnięcia rozmowy pod tytułem "Proszę Pana, ja jestem tylko taka duża, a nie w ciąży", i zanim zorientowałam się co mówię:
[J]: Rozwiązanie w połowie września.
[P]: O! To będzie Panna! Jak Michael Jackson!
Zdaję sobie doskonale sprawę, że nie grzeszę asertywnością, bo uśmiechnęłam się tylko, mając nadzieję, że ów starszy pan już puści moją rękę. I faktycznie po chwili, kilku "ochach" i "achach" nad tym jakie to ciężarne kobiety są piękne i życzeniach szczęśliwego rozwiązania, puścił mnie i poszedł, widać bardzo z siebie zadowolony.
Wyszłam z kawami mrożonymi do ogródka, mocno skołowana tym co się przed chwilą wydarzyło (bądź co bądź nie przywykłam do takiego ekstrawertyzmu obcych ludzi), usiadłam przy małżonku i mówię mu w zamyśleniu poklepując się po brzuchu "Wiesz Kochanie, we wrześniu nasza rodzina się powiększy". Minę miał co najmniej dziwną :)
Na szczęście nie wszyscy Ślązacy byli tak bezpośredni i zbytnio otwarci, więc reszta naszego urlopu przebiegła bez najmniejszych zgrzytów.
Jako, że jestem ponadwymiarową osobą (odsyłam do moich historii) dość często zdarzają mi się sytuacje o różnych stopniach nasycenia piekielnością.
Skrajnie piekielne to te, w których ktoś obrzuca mnie inwektywami na środku ulicy. Na szczęście ta historia będzie nieco mniej piekielna, ale mimo wszystko...
Rzecz się dzieje na urlopie, który spędzaliśmy z mężem półtora tygodnia temu w Wiśle. Uwielbiam góry, spacery, rześkie powietrze (które nie "zapiera" tak tchu w piersiach jak krakowskie).
Po jednym ze spacerów udaliśmy się do urokliwej kawiarenki skosztować jakiejś potężnej mrożonej kawy, bo upały były nieziemskie. Mąż usiadł w ogródku, ja natomiast poszłam rozeznać się jakie mają w ofercie kawy mrożone i złożyć zamówienie.
Nagle jakiś starszy mężczyzna złapał mnie za ramię i cały czas je trzymając nawija:
[P] - starszy pan
[J] - ja
[P]: Kobiety piękne są! Przepiękne! Rozkwitasz dziewczyno, jaśniejesz! Gratuluję serdecznie.
Mój wzrok pod tytułem "Ale o co chodzi?" nie ostudził zapałów tego mężczyzny, który nie puszczając mojego ramienia rzecze:
[P]: A który to już miesiąc? Kiedy rozwiązanie?
W tym momencie poczułam, że moja twarz nabiera bordowego koloru. Zauważyłam, że kilkoro ludzi przebywających w kawiarni przysłuchuje się tej "rozmowie", łącznie z ekspedientkami, które na czas monologu nie odbierały zamówienia ani ode mnie, ani od owego pana (akurat była nasza kolej).
Zrobiłam w głowie błyskawiczny bilans zysków i strat ciągnięcia rozmowy pod tytułem "Proszę Pana, ja jestem tylko taka duża, a nie w ciąży", i zanim zorientowałam się co mówię:
[J]: Rozwiązanie w połowie września.
[P]: O! To będzie Panna! Jak Michael Jackson!
Zdaję sobie doskonale sprawę, że nie grzeszę asertywnością, bo uśmiechnęłam się tylko, mając nadzieję, że ów starszy pan już puści moją rękę. I faktycznie po chwili, kilku "ochach" i "achach" nad tym jakie to ciężarne kobiety są piękne i życzeniach szczęśliwego rozwiązania, puścił mnie i poszedł, widać bardzo z siebie zadowolony.
Wyszłam z kawami mrożonymi do ogródka, mocno skołowana tym co się przed chwilą wydarzyło (bądź co bądź nie przywykłam do takiego ekstrawertyzmu obcych ludzi), usiadłam przy małżonku i mówię mu w zamyśleniu poklepując się po brzuchu "Wiesz Kochanie, we wrześniu nasza rodzina się powiększy". Minę miał co najmniej dziwną :)
Na szczęście nie wszyscy Ślązacy byli tak bezpośredni i zbytnio otwarci, więc reszta naszego urlopu przebiegła bez najmniejszych zgrzytów.
kawiarenka góry
Ocena:
-11
(21)
Komentarze