Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#67818

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Planowaliśmy z moim narzeczonym wesele. Wszystkie usługi dograne. Współpraca z salą wzorowa.

Miesiąc przed weselem: właścicielka sali (pani Ania), w związku z komplikacjami ciąży, musiała udać się do szpitala. Obowiązki przejął jej tata.

1. Spojrzał w umowę i powiedział "Cooo?! To chyba jakaś pomyłka" patrząc na cenę za osobę. Rzeczywiście była niska w porównaniu z tymi obowiązującymi w roku naszego ślubu (o jakieś 100zł). Dlatego, między innymi, zarezerwowaliśmy salę dwa lata przed. Pan tata nie mógł wyjść ze stanu szoku. Próbował nam wmówić, że cena może ulec zmianie (był taki zapis w umowie), ale już wpłaciliśmy zaliczkę jego córce, więc "tylko" sobie pogadał pod nosem.

2. Pan tata pokazał nam wydruk z rozkładem stołów. Kazał mojej mamie (!) to podpisać i napomknął, że za ten projekt należy się dodatkowa opłata. Dziwne, że mu nie urósł nos, ponieważ to było kłamstwo. Ja zrobiłam rozkład stołów na sali i wysłałam pani Ani. Pan tata pomruczał, że nie wiedział i myślał, że to zrobiła jego córka.

*Nie mógł tak myśleć, bo przy stole pary młodej było napisane <ja i Piotrek> :)

3. Nieelegancko krytykował nasze pomysły: "Po cholerę jakieś światła", "To obciach podawać gościom paletę mięs do wyboru", "Okrągłe stoły zabijają zabawę", "Dj, no to już w ogóle dziwactwo". Dosyć nachalnie próbował nam też wepchnąć dodatkowe usługi, np wjazd pieczonego prosiaka na salę ("Gościom szczęki poopadają, zobaczycie!").

4. Warto zadać właścicielowi sali serię pytań (na wizaz.pl jest taki temat, stamtąd wydrukowałam te pytania) na różne takie poboczne tematy. Lepiej zapytać i być pewnym niż założyć i spotkać się z zawodem. Odczytałam te pytania pani Ani (na niektóre odpowiadała ze śmiechem <tak>, np. <czy dla gości wesela będzie udostępniony parking>).

Pan tata zasugerował nam, że podczas naszego wesela musimy sami zadbać o łazienkę. Pokazaliśmy mu tę listę pytań, gdzie zapisywałam odpowiedzi pani Ani, na co on ją podrzucił do góry (!) i powiedział, że to nie jest żaden aneks do umowy i on nie obowiązuje.

Ale się wkurzyliśmy. Całe szczęście wkroczyła jego żona (matka pani Ani), która była o wiele bardziej profesjonalna. Powiedziała, że obowiązuje to, co ustalaliśmy z jej córką. I chyba rzeczywiście pogadała ze swym mężem, bo potem był, można powiedzieć, milszy.

Wesele było udane. Pan tata na drugi dzień powiedział do nas "No, było chwilami trudno, ale mnie posłuchaliście i wyszło fajnie. Polecam się na przyszłość!"

Gremlin jeden.

sala weselna

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 611 (687)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…