Historia z czerwca.
Musiałam na kilka dni zostawić dzieci u teściowej i pojechać do szpitala. Podejrzenia były poważne, ale na szczęście okazały się nietrafione.
Przyjęłam z ulgą jej propozycję, by zająć się naszymi wyścigówkami. Mąż kursował praca-szpital-dom teściowej-nasz dom. Oboje trochę zaniedbaliśmy pociechy, więc noszę w sobie poczucie winy.
Nie mogę jednak się powstrzymać.
Moje dzieci po powrocie do domu:
- nie zasypiają same (jak przedtem)
- nie chcą chodzić do szkoły (bo tam nauczą się głupot) i przedszkola (dzieci mnie zarażą "tatarem i grupą")
- nie jedzą normalnych kawałków jedzenia, tylko rozdrobnione (żeby się nie zakrztusić)
- domagają się ton słodyczy i litrów soków (wychowane na wodzie mineralnej i zielonej herbacie)
- nie jedzą ciemnego chleba, jak dotychczas (bo jak ma taki kolor, to jest zepsute).
Niecały tydzień. Nie mogę w to uwierzyć.
Musiałam na kilka dni zostawić dzieci u teściowej i pojechać do szpitala. Podejrzenia były poważne, ale na szczęście okazały się nietrafione.
Przyjęłam z ulgą jej propozycję, by zająć się naszymi wyścigówkami. Mąż kursował praca-szpital-dom teściowej-nasz dom. Oboje trochę zaniedbaliśmy pociechy, więc noszę w sobie poczucie winy.
Nie mogę jednak się powstrzymać.
Moje dzieci po powrocie do domu:
- nie zasypiają same (jak przedtem)
- nie chcą chodzić do szkoły (bo tam nauczą się głupot) i przedszkola (dzieci mnie zarażą "tatarem i grupą")
- nie jedzą normalnych kawałków jedzenia, tylko rozdrobnione (żeby się nie zakrztusić)
- domagają się ton słodyczy i litrów soków (wychowane na wodzie mineralnej i zielonej herbacie)
- nie jedzą ciemnego chleba, jak dotychczas (bo jak ma taki kolor, to jest zepsute).
Niecały tydzień. Nie mogę w to uwierzyć.
dom
Ocena:
627
(773)
Komentarze