Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#68331

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Praca fizyczna wesoła nie jest, chyba że ma się zgranych współpracowników. Wtedy to i dźwigając po 20 kilo na 5 sekund przez bitą godzinę można się pośmiać. Pracuję w markecie i powiem Wam, że jak zobaczycie drobną kobietę która dźwiga po dwie zgrzewki mąki na raz, robi to szybko, poci się przy tym, a koleżanka obok robi to samo i obie się śmieją, to macie market gdzie atmosfera w pracy jest super i każdy pracuje dając z siebie wszystko. Ale klientom przeszkadza to, że jest dwóch pracowników obok siebie...

Ładowałam hurtem z koleżanką mąki. Syzyfowa praca, bo za 4 godziny będzie tam pusto, więc trzeba się uwijać, żeby później pójść do swojej alejki za którą się odpowiada (finansowo w formie zabranej/dodanej premii/ w ekstremalnych przypadkach naganą), zrobić swoje i wrócić na mąki i później to samo od nowa (a na dział gdzie są między innymi mąki nie ma nikogo, a jak tam będzie niezrobione i spadnie sprzedaż, to i premia ucięta. W skrócie "każdy za swoje, każdy za niczyje").
W trakcie naszej syzyfowej pracy podchodzi klientka nerwowym krokiem, wiek około 40. Koleżanka tylko zdążyła powiedzieć 'oho, idzie'.

I nagle jak mi kobita nie ryknie do ucha: "Chcę produkt X, może łaskawie mi któraś powie gdzie jest?!".
Odpowiadam ze spokojem, choć prawie upuściłam zgrzewki na stopy, tak mnie wystraszyła: "Pójdzie Pani tam, wejdzie w alejkę numer 123 i od razu patrzy Pani w lewo, trzeci regał od dołu. Tam będzie X." Poszła.

Za 2 minuty telefon z kas. Klienta natychmiast chce mówić z pracownikiem działu. Patrzę ze smutkiem na koleżankę, bo będzie musiała sama walczyć ze zgrzewkami, ale lecę. Przy kasie ta sama babka i z za przeproszeniem 'ryjem' do mnie: - Jesteście bezczelni, w dupie się poprzewracało od nieróbstwa! Ja chciałam kupić X, a wszyscy mieli to gdzieś! Jak tak można! Co wy tam robicie! Plotki o dupie Maryni?! A klient?! By was cholera.... - i tak dalej.
- Dobrze, już przynoszę.
I idzie kobita za mną i zaczyna się nakręcać, rzucając coraz częściej wulgaryzmy.
Biorę produkt do ręki z miejsca, które jej dokładnie opisałam, podaję i bez cienia zawiści czy złości podaję mówiąc "proszę uprzejmie". Zatkało ją. Po chwili znowu zaczęła się na mnie wydzierać, kląć, wyzywać i poszła do kasy.

Następnego dnia wzywa mnie kierownik do siebie na dywanik. A że jestem pracownikiem sumiennym i pracowitym, który faktycznie robi, zastanawiam się co jest grane. Od roku kierownik nic ode mnie nie chce, bo robię. Inaczej to wygląda z osobami, które olewają pracę ALE.
Poszłam do kierownika i rozmowa wyglądała mniej więcej tak:

- Co to kur*a ma być Nieja?!
- Wygląda jak skarga...
- Na Ciebie?!
- Kierowniku, klienta była bardzo...
Przerwał mi mówiąc:
- Pierd*l to, nie ma dyrekcji, ja to nadzoruje i wiem jak było ale kur*a, Nieja. Jak już będzie dyrekcja, to będę musiał przez taką Ci*ę dać Ci naganę, a mnie nie stać na to żeby przez takie piz*y stracić dobrego pracownika.
- No rozumiem, ale co ja mam wtedy zrobić jak się taka klienta trafi?
- Kur*a nie wiem ... Dobra, nie było sprawy.

Dwa miesiące później:
Dźwigam z inną koleżanką worki po 50 kilo, żeby dać na regał. Uwijamy się, bo za chwilę musimy sprawdzać terminy u siebie i na alejkach gdzie nikogo nie ma, a nikt nie chce stracić tych cennych groszy premii, więc czas goni.

Podchodzi ta sama klientka i widząc mnie zaczyna z pretensjami w głosie o coś pytać. Położyłam z koleżanką worek z towarem na półkę i kiwnęłam jej głową w lewą stronę (u nas to znaczy trudny klient). Odwracam się i pytam co by potrzebowała... Przez pół godziny kładłam jej zakupy do koszyka, bo ona chce to, tamto, tamtego trochę... A oczyma wyobraźni widzę jak koleżanki zapierniczają z paletami ale zęby zaciśnięte. Zakupy zrobiła, poszła do kasy, nawet podziękowała. Lecę biegiem na magazyn, bo mam jeszcze godzinę do końca zmiany, a mam 3 palety do zrobienia... Telefon, dyrekcja... Aż mi się zimno zrobiło. Dyrektor nowy, nie znam go, ponoć kosi ludzi jak chce. Prosił o natychmiastowe stawienie się do Punktu Obsługi Klienta.

Rozwścieczona klientka, spokojny dyrektor i wściekły kierownik.
Klientka się wścieka, że pracownicy nic nie robią, a jak się prosi o pomoc, to olewają, ona chce żeby mnie zwolniono, bo jak mnie prosiła o coś to stękałam i szłam tak powoli, że ją szlag trafiał. I ona sobie nie życzy robić zakupy w takim miejscu, więc albo mnie zwolnią, albo ona tu więcej nogi nie postawi.
Chwila rozmowy w 4 osoby. Przeprosiłam ją (a wrzucałam jej do wózka tak szybko, że dosłownie sunęła alejkami i towar sam się w koszu pojawiał, dokładnie ten co chciała). Dyrektor oznajmił, że będą srogie konsekwencje, po czym jak już ta z uśmiechem się oddaliła, zostałam zaproszona do pokoju dyrekcji z kierownikiem. Wtedy już tylko myślałam o tym ile na bezrobotnym dam radę rachunki płacić. A co dopiero opłata za szkolę? Dojazdy?

Zamknęły się drzwi, 30 sekund ciszy, a dyrektor jak nie wybuchnie śmiechem. Popluł się! Mój kierownik był nastawiony na walkę z nowym dyrektorem, a ten ze śmiechu nie mógł mówić!
Jak się uspokoił powiedział:
Durna dzida. I co kochani, zmarnowaliśmy 1,5 godziny na te durną babę. Już myślałem Nieja, że wybuchniesz, ale było super! Ja bym jej oczy wydrapał. Wiesz, robisz wszystko co od Ciebie wymagamy i więcej, trafi się taka to trzeba udawać i tyle. Kierownik, idź po wodę, odsapniemy i posiedzimy chwilę, bo widząc jak Nieji ręce się trzęsą, boję się ją puścić na sklep. Niech odsapnie biedna!

Jeden klient z pretensjami...

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 536 (642)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…