Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#68550

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przeboje z babcią podczas sprzątania mieszkania...

Słowem wstępu: Babcia po swojej mamie odziedziczyła mieszkanie w mieście, w którym jest mój uniwersytet. Ponieważ za mieszkanie i tak płaci, a nikt w nim nie mieszka, zaproponowała mi, żebym się tam wprowadziła na czas studiów. Wszystko pięknie, ale...

1. Z mieszkania nie wolno mi niczego wyrzucić.
Byłoby to zrozumiałe, gdyby nie fakt, że prababcia zbierała wszystko jak popadło. Przy przeglądaniu szuflad w kuchni znalazłam 14 desek do krojenia, 12 otwieraczy do butelek, 17 otwieraczy do konserw, kilka identycznych tarek do warzyw, kilkanaście obieraczek, w szufladzie ze sztućcami upchnięte kilka pełnych kompletów... Wszystko oczywiście pamiętające najmarniej lata czterdzieste.
Szuflady trzeba było przejrzeć, bo wyłamywały prowadnice i zapadały się pod swoim własnym ciężarem.
Myślicie, że coś wyrzuciłam?
A skąd. Tłumaczenia, że takie rzeczy trzyma się po jednym, góra dwie sztuki, nie przyniosły skutku. Tłumaczenia, że deski są stare, wysłużone, pożółkłe ze starości i w większości popękane, a do tego przywiozłam dwie nowiutkie, też zbyt wiele nie dały. Zostałam wyzwana od niewdzięczników i burżujów, a "wszystko się tu przyda". To samo tyczy się kilkudziesięcioletnich, popękanych, pożółkłych misek, sztuk na oko 30, zajmujących połowę szafek w kuchni.

W efekcie końcowym ze wszystkich podanych wyżej maneli wyrzuciłyśmy jedną deskę, "bo ty mi nie będziesz nic z MOJEGO mieszkania wyrzucać!". Reszty nie pozwoliła nawet przełożyć do szafek, żeby nie wyłamywać dalej szuflad, "bo to ma tu leżeć, bo tak mówię".

2. W mieszkaniu nie wolno mi też niczego przełożyć ani przestawić.
Babcia na wstępie zapowiedziała mi, że mam niczego nie przekładać. Wszystko ma być gdzie jest, a "jak wpadniesz na to, gdzie coś przełożyć, to zapisz sobie na kartce i jak przyjadę to porozmawiamy".
Ławę postawiła na środku pokoju, mocno uszczuplając przejście między wersalką a drzwiami. Prosiłam o przestawienie mebla trzy dni. Po trzech dniach łaskawie zgodziła się - po tym, jak kilka razy rąbnęła się tak, że wyhodowała sobie pięknego, ciemnofioletowego siniaka...
Wspomnianych misek nie wolno dotykać. Bo to ich miejsce i koniec.
Najczęściej używane talerze stoją w najciężej dostępnym miejscu. Zapytałam, czy mogę je zamienić z miskami (które dla odmiany są w ogóle nie dotykane, a stoją w miejscu najłatwiej dostępnym). NIE! Bo ona jest tak przyzwyczajona i tak jej wygodnie.
Prababcia miała skłonności do zbieractwa - stąd w mieszkaniu kilka wielkich toreb z materiałami i wełną (wszystko oczywiście w odpowiednim wieku i stopniu zjedzenia przez mole). Wyrzucić nie pozwoliła, przestawić też nie. Materiały zawalają pół podłogi w jednym pokoju i połowę półek w drugim. Przełożyć nie wolno, a jak zapytałam, gdzie mam włożyć swoje ubrania, usłyszałam, że "przecież jedna półka jest wolna, a jak się nie zmieścisz, to poskładasz w kostkę i trzymaj sobie na stole". Wiecie co? Nie zmieszczę się.

3. Do mieszkania nie wolno mi też niczego dokupić ani przywieźć.
Babcia nie lubi dużych noży. Ja uwielbiam ostre i duże noże, więc jeden nóż (szefa kuchni, naprawdę spory) kupiłam i wrzuciłam do szuflady. Babcia kazała "zabierać to cholerstwo, bo nie chce tego widzieć w swoim mieszkaniu". Na argument, że ja tego używam, bo mi tak wygodnie, ona nie musi, odparła, że gówno ją to obchodzi, JEJ to nie jest potrzebne.
Zaproponowałam kupno firanek. Jeden ze sklepów w tym czasie miał świetną promocję, za 15-20zł można było dorwać naprawdę ładną firankę i chciałam jakoś się przyłożyć do odnawiania mieszkania.
"Nie, bo firanki tu są". Owszem, są. Pożółkłe od dymu papierosowego i dwa razy starsze ode mnie.
Chciałam kupić cienki koc do przykrycia (również wiekowej) wersalki. Również znalazłam odpowiednią promocję, koce polarowe, również oscylujące koło 15-20zł. Koc, który teraz leży na wersalce, pamięta pewnie czasy wczesnego PRLu.
"NIE, bo koce tu są i niczego masz nie dokupować".
Dokładnie to samo było z zasłonkami i podmianą jednego z rozwalonych kredensów na nowy regał.

Innymi słowy: Mieszkaj w moim mieszkaniu, ale żyj po mojemu. Do woli możesz używać tylko powietrza.

P.S. Myślałam, że ze skóry wyskoczy, gdy przyniosłam ze sklepu miniaturkę chryzantemy i ustawiłam ją na nieużywanym miejscu parapetu. "Bo zajmuje miejsce i mi się tu nie podoba!".
Borze zielony i szumiący, w co ja się wpakowałam...

PPS - nie, babcia nie będzie tam mieszkała. Ale i tak niczego nie wolno tknąć!

babcia remont

Skomentuj (40) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 95 (247)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…