Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#68827

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Debilizm ludzki(niestety darwinizm nie zadziałał).

W moim mieście zazwyczaj nie było żadnych większych dzikich zwierząt. Ot, zurbanizowane tereny, zwierz największy to gołąb, ewentualnie rudy wiewiór sobie przeskacze w poszukiwaniu orzeszka.
Z psem chodzę do parku za ruchliwą drogą. Park może z 20 m2, ukryty wśród zarośli, zaraz za nim supermarket, a z drugiej strony łukiem otaczająca go ruchliwa droga.

Idę dziś wieczorem, przechodzę z psem przez pasy(chodnik skręca za pasami pod kątem 90%, aby ominąć zarośla i wraca na swój tor poza nimi) i dziwię się, czemu pies najeżył się jak szczotka. Ciągnę ją mimo to dalej i naraz widzę:stado dzików.
Nie koloryzuję-stado dzików w środku miasta, chrumka sobie radośnie wśród ciemności, ryjąc w poszukiwaniu żołędzi.
Najbardziej mnie przeraził fakt, że były i warchlaki(a lochy są zbyt opiekuńczymi matkami i potrafią zabić w obronie młodych).

Biorę psa i robię szybki "w tył zwrot", kląc przy tym i modląc się, aby żaden nie zareagował. Nie rozróżniam pana dzika od pani dzikowej, więc każdy jeden zwierz określany jest przeze mnie jako zagrożenie. Zwłaszcza jeśli występuje w liczbie sztuk piętnaście plus młode.

Nie miałem telefonu, zapytałem pierwszych-lepszych ludzi o to, czy zadzwoniliby na policję. Ich reakcje to główny powód pisania tej historii na piekielnych:

*dresiki
Idą dwa karki, po mordach widać, że dzik to przy nich umysł godny Platona.
[J]-Przepraszam, masz może telefon?
[D]-Mam, a co?
[J]-Tam są dziki, trzeba zadzwonić na policję.
*dresiki w śmiech i idą*
[D]-Haha, co za po*eb! Na psiarnię chce dzwonić
[D2]-Halo? Policja? Dziki! Ratunku! Pomóżcie!
I robiąc sobie jaja, przedrzeźniając, przeszli przez ulicę i mineli zarośla.
Wrócili po chwili.
A ich prędkość powrotu wskazywała, że Usain Bolt musi jeszcze trochę poćwiczyć.

*Moher commando
Idzie berecik z antenką, zatrzymuję ją więc i mówię, żeby tam nie szła, co i jak.
Jaka jest reakcja babuszki? Cały czas powtarza, że ona idzie "do supermarkietu bo promocja na masło". Tłumaczę babie, że jest niebezpiecznie, wyjaśniam co i jak.
Pytam, czy ma telefon. Potwierdza. Mówię, że ktoś musi zadzwonić na policję.
Moher potwierdza "No właśnie", po czym chowa telefon do torby i wraca skąd przyszła.
Serio?

*pan "Jo się spiesza"
Podchodzi facet, pytam wprost, czy mi pozyczy komórkę, wyjaśniam co i jak.
On nigdzie nie będzie dzwonił, bo "jo się spiesza i nie mom czasu na durnoty". Przechodzi przez przejście, w ogóle mnie nie słuchając. Skręca za zarośla, wraca, podchodzi do mnie i mówi "Ty żeś widzioł, co za tymi krzokami jest?".
Nie, produkowałem się przed nim jakieś dziesięć sekund temu, bo mi się nudziło.

W okolicach centrum miasta NIKT nie miał, nie chciał lub nie życzył sobie mieć telefonu komórkowego i powiadomić odpowiednie służby o tym, że stado zwierząt stanowi zagrożenie dla ludzi jak i ruchu drogowego.
Dopiero jakiś pan zadzwonił po moich usilnych prośbach i szybko sie ulotnił. Policja wypytała mnie o szczegóły i zadzwoniła po myśliwego.
Dalej nie czekałem, poszedłem.

park przy centrum miasta

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 86 (212)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…