Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#69882

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nie wiem skąd w ludziach tyle nietaktu i bucowatości.

Londyn.
Jakiś czas temu wspominałam, że pracuję w ochronie.
Tym razem zasiadłam na recepcji w pewnym biurowcu.
Nie jestem w stanie nakreślić z jak szerokim zakresem ludzkich dziwactw walczę na co dzień. Ludzie bywają mili, niemili, bardziej kulturalni, mniej kulturalni, ale niektórzy są po prostu ciulami, jakich mało.
Nie zmienia to faktu, że moja tolerancja do większości piekielnych zdaje się nie mieć końca - aż sama sobie się czasem dziwię, prawdę powiedziawszy...

Dzisiaj miała miejsce następująca sytuacja:
Do budynku weszły 4 osoby - 3 panie, 1 pan.
Osoby te, zanim zdecydowały się podejść do biurka recepcji, rozgościły się w poczekalni. Zacznę od tego, że żadna z tych osób nie uraczyła mnie nawet skinieniem głowy, ale akurat takie zachowanie po mnie spływa. Tutaj dodam, że w recepcji kilku innych wylegitymowanych gości już spokojnie czekało na swoje spotkania.

Mam taką niepisaną zasadę, że jak goście przychodzą i najpierw usadawiają się w - oddalonej o jakieś 10 metrów - poczekalni, to daję im 5 minut na ogarnięcie się i dopiero wtedy zaczynam dyskretnie zagadywać o powód ich wizyty itd..
W tym momencie muszę dodać, że akurat ta recepcja ma genialną akustykę. Szepty co prawda bieda zrozumieć, ale już półgłos - zwłaszcza, gdy ktoś ma ładną dykcję - słychać bez problemów. I co ja słyszę? Polski! Nasz piękny język polski...
Jak ja się ucieszyłam, że w końcu sobie z kimś swobodnie pogawędzę, i to w pracy! Może to się wydać dziwne, ale jak człowiek od dawna nie słyszy polskiego na żywo od obcej osoby, to w takiej sytuacji można niemal w euforię popaść.

Moja euforia opadła jednak równie szybko, jak się pojawiła, gdy państwo zaczęli mnie od stóp do głów tak obgadywać, że moi przodkowie się chyba w grobach zaczęli turlać. Jedna z pań (ta najbardziej rozdarta) nazwała mnie "chudym dryblasem" (nie jestem jakoś specjalnie wysoka, tylko stałam na 15-centymetrowym podeście) z "czarnym pudlem" na głowie (często czeszę sobie koka, bo tak mi najwygodniej, ale że "pudla"?).
W ferworze obrabiania mi tyłka padło jeszcze parę chamskich epitetów na firmę, do której przyszli, na "chu*owy dizajn" mojej recepcji i takie tam śmichi-chichy.. W międzyczasie któreś z nich próbowało uspokoić tą rozdartą paniusię, na co ta tylko stwierdziła, że przecież i tak ich nikt nie rozumie, a recepcjonistka jej na Polkę nie wygląda.

Jak Mamę kocham, pierwszy raz od bardzo dawna chciało mi się w pracy płakać.

W pewnym momencie doszła do nich osoba nr 5. i po krótkiej chwili już wszyscy dreptali w moją stronę. Cóż było robić - wzięłam się w garść i przywitałam państwa w języku angielskim, przyklejając na twarz najserdeczniejszy uśmiech, na jaki udało mi się w tej sytuacji zdobyć. Próbowałam wyłapać, czy odkryli pochodzenie "dryblasa", czy jeszcze nie. Ku mojej uciesze - nie odkryli.

Nadszedł moment wpisywania się na listę gości - bez pośpiechu, ze skrywaną satysfakcją poprosiłam, by przeliterowali swoje nazwiska, bo muszę je wprowadzić do systemu. Każde z gości spełniło moją prośbę bez problemu - zapewne byli już o to proszeni setki razy. Po uzyskaniu potrzebnych mi informacji, wykonałam telefon zapowiadający gości. Z taką małą wisienką na torcie: Każde z nazwisk wypowiedziałam tak wyraźnie i poprawnie, jak tylko potrafiłam. A należały one do typowo szeleszczących - takich, przy których nie-Polak połamie sobie język.

Odłożyłam słuchawkę. Popatrzyłam na gości, oni na mnie. Chyba nikt się w życiu tak przy mnie nie zmieszał.
Wskazałam na windę i po polsku poinformowałam, gdzie mają iść.

Gdy już byli w drodze do windy do moich uszu dobiegło tylko: "Janka, ale żeś nam wstydu narobiła..."

zagranica praca w ochronie

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 729 (769)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…