Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#69956

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak stracić przyjaciół i zrazić do siebie ludzi - poziom ekspercki.
Miałam (a przynajmniej wydawało mi się, że miałam) przyjaciółkę. Poznałyśmy się w podstawówce, więc wiele razem przeżyłyśmy, z każdego kryzysu wychodziłyśmy razem obronną ręką. Ale chyba nie tym razem.

Ania, niezwykle inteligentna i pełna poczucia humoru osoba, poznała samca. I to nie byle jakiego samca - poziom IQ doniczki, duży bic i zero szacunku do innych. Mimo to jakimś cudem Misiu podbił serce Ani i nie było możliwości przemówienia jej do rozsądku. Wraz ze znajomymi podejmowaliśmy próby ocieplenia naszych relacji z Misiem - problem był taki, że Misiu nie miał nic do powiedzenia, oprócz pasjonujących historii o weekendowych libacjach z kumplami. No cóż, kto co lubi - pomyśleliśmy.

Ania, wiedząc o naszym niezbyt najlepszym nastawieniu do jej związku, bardzo próbowała ocieplić wizerunek Misiaczka w naszych oczach. Nadaremnie, głównie dlatego, że zaczęliśmy widzieć jak Ania powoli gaśnie - już się nie śmiała jak dawniej, na spotkania nie miała tyle czasu. Któregoś razu przy szczerej rozmowie wymsknęło jej się, że nie układa im się jakoś świetnie, a Misiu, szczególnie po imprezce, lubi rzucać niewybrednymi epitetami w jej stronę. Odpowiedziałam, że moim zdaniem to brak szacunku i nie powinna dać się traktować.

Niedługo po tej rozmowie Ania niemal przestała odbierać ode mnie telefony, a ja tylko dowiedziałam się, że Misiaczek zabronił Ani ze mną rozmawiać, bo ponoć nastawiam ją przeciwko swojej Jedynej Niepowtarzalnej Miłości.

Miesiące mijały, mnie sytuacja zaczęła męczyć - nie lubię się długo narzucać, ile można próbować? Dotarła do mnie tylko wieść, że Ania przeprowadziła się do Misia i są tacy szczęśliwi jak jeszcze nigdy dotąd. Cud, miód i orzeszki.

Tym bardziej byłam zdziwiona pewnej nocy z niedzieli na poniedziałek, gdy zadzwonił telefon. Odebrałam, a Ania z rykiem do słuchawki oznajmiła, że Misiu zwariował, wyrzucił ją z mieszkania, grozi jej, a jej rzeczy wylatują przez okno. Przerażona, ale też świadoma naszej przyjaźni na śmierć i życie, szybko zwlokłam Lubego z łóżka i pojechaliśmy na miejsce zabrać Anię i jej rzeczy. Podrzuciliśmy ją do rodziców, sami wracając do mieszkania mojego chłopaka. Już pod blokiem zauważyliśmy, że w bagażniku został laptop i jakaś reklamówka. Niewiele myśląc (o 3 nad ranem), wzięliśmy rzeczy na górę, a ja wysłałam smsa do właścicielki, że komputer jest bezpieczny i na nią czeka. Odpisała, że podskoczy po bagaż gdzieś w ciągu tygodnia.

Minęło kilka dni, zapracowani z Lubym prawie zapomnieliśmy o sprzęcie, po który nikt się nie zgłosił. Do czasu.

Pewnego dnia do drzwi mojego chłopaka zapukała policja. W wielkim skrócie, Ania i Misiaczek pogodzili się już dnia następnego, wszystko wróciło do normy, lecz oczywiście Misiu musiał się dowiedzieć, kto jest taki bezczelny żeby pomagać dziewczynie wyrzuconej na bruk w środku nocy.

W ramach zemsty Misiu nakłonił Anię żeby zgłosiła kradzież laptopa, jednocześnie wskazując podejrzanego i wymyślając jakąś niestworzoną historię o zakradaniu się przez mojego faceta do ich mieszkania. Oczywiście cel nie został osiągnięty - wyjaśniliśmy sytuację, pokazując zapis wiadomości wysłanej tamtej nocy, a po kilku dniach wpłynął monitoring spod bloku kochasiów, na którym widać Anię pakującą się z nami i bagażem do auta. Nadszarpane nerwy, szok, niedowierzanie. Moja ex-przyjaciółka nie odezwała się do mnie ani słowem, zerwałam kontakt, nawet nie chciałam słuchać tych bzdurnych wyjaśnień. Trudno pozostawić większy niesmak po sobie, zwłaszcza, że w całą sytuację zaangażowano moją drugą połówkę, która użyczyła auto i zerwała się ze mną w środku nocy, znając dziewczynę naprawdę pobieżnie.

Kilka tygodni później w środku nocy znów zadzwonił ten telefon.
Nie, tym razem już nie odebrałam.

przyjaźń związki

Skomentuj (42) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 643 (699)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…